wtorek, 14 stycznia 2014

XI. "Białowłosa cholera"

TROSKLIWA EOMMA - KIM HIMCHAN
Słownik:
hyung - chłopak zwraca się tak do swojego starszego brata lub starszego, bliskiego mu kolegi.
aigoo - coś jak "o mój Boże"; zależnie od sytuacji może wyrażać różne emocje, np. zaskoczenie, rozczarowanie, itd.
mianhae - "przepraszam" w koreańskim języku nieformalnym.
soju - tradycyjny koreański alkohol.

*Youngjae*
  Szedłem przez park, zajadając się pączkiem i wdychając świeże, chłodne powietrze. Prawdę mówiąc, nocne spacery bardziej do mnie pasowały niż przechadzki o tej porze, ale był to jedyny sposób, aby wkręcić się od sprzątania. Yongguk hyung zawsze wypełnia wszystkie swoje obowiązki ze szczegółową dokładnością, twierdząc, że dla chcącego nic trudnego, ale kiedy nadchodzi jego dyżur w utrzymywaniu porządku w mieszkaniu, nagle okazuje się, że jednak są rzeczy, które go przerastają. Prychnąłem pod nosem rozbawiony. Współczuję reszcie chłopaków. Zapewne teraz Himchan zagania ich do sprzątania i pilnuje, by wszystko wykonali z najwyższą starannością, a sam nie robi nic, poza uważnym obserwowaniem i wydawaniem rozkazów. Gdyby nie mój genialny pomysł na wymknięcie się, uważając, by nie zostać przez nikogo przyuważonym, myłbym teraz podłogę i ścierał kurze. Przypuszczam, że ze względu na moją nieobecność, obowiązki te spadną na Daehyuna. Niech to będzie kara za zgubienie talkie-matoki oraz przekupywanie członków zespołu fastfoodami i americano.
  Z lekkim uśmieszkiem kwitnącym na moich ustach, usiadłem na ławce z drewna kasztanowca o czarnych, metalowych elementach. Rozkoszując się smakiem marmolady, którą skrywała w sobie słodkawa warstwa bułki polana lukrem, rozejrzałem się dookoła. Była niedziela, dzień wolny, więc po alejkach krążyło więcej ludzi niż zwykle. W większości były to kobiety, które przyszły tutaj ze swoimi dziećmi, bądź przytruchtały same, aby utrzymać formę i nienaganną figurę. Mężczyzn było znacznie mniej, ale wcale mi to nie przeszkadzało, wręcz przeciwnie.
  Kiedy mój wzrok sunął za przebiegającą obok ławki dziewczyną o spiętych w wysokiego kucyka, czarnych włosach, niespodziewanie w mojej głowie pojawiła się myśl: jakie są szanse, że ta wysportowana przedstawicielka płci pięknej o kształtnych, pełnych ustach jest tamtą zdradzoną kobietą, której głosu słuchałem wczoraj przez dobre dwie godziny? Tym pytaniem zaskoczyłem samego siebie. Dlaczego miałbym się nad tym zastanawiać?
Jednak zanim zdołałem zmienić temat swoich myśli, w głowie już miałem gotową odpowiedź: nie było żadnych szans.
  Wczoraj nieźle się upiła i byłem pewien, że teraz męczy ją okropny kac. Nie ma mowy, żeby w takim stanie poszła sobie pobiegać. Możliwe, że zdecydowała się na spacer, choć i to wydawało mi się mało prawdopodobne. Stawiałem na wersję trzecią - zapewne siedzi w domu i wlewa w siebie hektolitry wody. Możliwe, że wspomina wczorajszy wieczór i wścieka się na siebie za swoją gadatliwość. Lub też myśli o byłym chłopaku oraz jego nowej panience, wypłakując sobie przy tym oczy. Kto wie, może przy okazji opycha się lodami, tak jak to zwykle robią zrozpaczone kobiety?
  Dopiero po chwili zorientowałem się, że pochłonięty tymi myślami bezwiednie wyciągnąłem talkie-matoki z kieszeni. Opuszką kciuka przejechałem po naklejonej na urządzeniu głowie króliczka w żółtej masce, aż w końcu mój palec zatrzymał się na przycisku włączającym mikrofon. Może, zamiast snuć niepewne domysły, po prostu się z nią skontaktuję i zapytam? W końcu, nie ma nic niewłaściwego w chęci dowiedzenia się, jak się ktoś czuje, prawda?
  Nawet jeśli właściwie nic się o tym kimś nie wie, oprócz jakże ciekawej historii rozstania z ukochanym. Prawdę mówiąc, po wczorajszej rozmowie o wiele lepiej znałem jej byłego chłopaka, niż ją samą. Po dwóch godzinach wysłuchiwania jej żałosnej paplaniny była mi bardziej obca, niż facet, z którym nigdy nie zamieniłem ani słowa. Czy to nie śmieszne? Nie posiadałem nawet tak podstawowej informacji, jak jej imię.
  Potrząsnąłem głową, aby pozbyć się tych nagłych wątpliwości. Nad czym ja się zastanawiam? Przecież już jakieś milion razy kontaktowałem się z dziewczynami, których imion albo nie znałem, albo po prostu nie pamiętałem, co, swoją drogą, zdarzało mi się niepokojąco często. Poza tym, to chyba pierwszy raz, kiedy mam naprawdę niewinne i dobre intencje. Więc jestem pewien, że nie ma w tym nic niewłaściwego.
  Przysunąłem walkie-talkie do ust, wciskając guzik. Miałem tylko nadzieję, że drugie urządzenie leżało gdzieś obok niej. Otworzyłem usta, ale minęło kilka kolejnych sekund, zanim w końcu zdecydowałem się, co powiedzieć.
  - Przystojniak do Skacowanej, powtarzam, Przystojniak do Skacowanej, odbiór.
  Uśmiechnąłem się pod nosem sam do siebie, po czym wgryzłem się w pączka, czekając na odzew.


*Bomin*
  Dzisiejszej nocy po raz pierwszy od bardzo dawna tak dobrze mi się spało. Zazwyczaj budziłam się co chwilę, przewracałam z boku na bok, nie mogąc na powrót zasnąć, ale tym razem przez całe dwanaście godzin nie opuszczałam Krainy Snów i z lubością oglądałam podsuwane przez moją wyobraźnię, kolorowe obrazy. Nie wiem, co dokładnie spowodowało, że miałam tak spokojny i twardy sen. Może te hektolitry soju, które wypiłam wczoraj, a może mój organizm najzwyczajniej w świecie uznał, że po ostatnich wydarzeniach nie ma po co się spieszyć z powrotem do rzeczywistości. Tak czy siak, podobało mi się, że w końcu mogę porządnie się wyspać, tym bardziej, że jednocześnie zapewniało mi to ucieczkę od świata, który tak brutalnie mnie potraktował.
  No dobra, zawiniły tylko dwie osoby. Ale to nie wyklucza faktu, że całe życie jest okrutne.
  Prawdopodobnie przespałabym kolejne dwanaście godzin, gdybym tylko nie zsunęła się z krzesła i nie przywaliła czołem w kant stołu, na którym stały jeszcze puste butelki po alkoholu. Ból natychmiast wyrwał mnie ze snu, błyskawicznie rozbudzając wszystkie moje zmysły i jęknęłam głośno, zaatakowana ogromną ilością bodźców. A raczej zachrypiałam, bo okropna suchość w gardle nie pozwalała mi na wydobycie z siebie płynniejszego dźwięku.
Nogi miałam jak z waty, ale jakoś udało mi się stanąć prosto, opierając się o stół. Miałam wrażenie, że moja głowa zaraz eksploduje. Zamrugałam kilkakrotnie, próbując pozbyć się tego chwilowego otępienia, przez które nie mogłam skupić swoich myśli. Kiedy w końcu odzyskałam całkowity kontakt z otoczeniem, odetchnęłam głęboko, od razu tego żałując, bo powietrze nieprzyjemnie otarło się o wysuszone ścianki mojego gardła. Odwróciłam się, aby przeczesać kuchnię spojrzeniem w poszukiwaniu butelki wody. Dosłownie rzuciłam się na nią, jak zwierzę na mięso, po czym wypiłam za jednym zamachem połowę jej zawartości. Wzięłam tabletkę na ból głowy, nie mając pewności czy jedna wystarczy.
  - Przystojniak do Skacowanej, powtarzam, Przystojniak do Skacowanej, odbiór - delikatny, ale niezaprzeczalnie męski głos przeciął ciszę, sprawiając, że podskoczyłam, omal nie upuszczając przy tym butelki z wodą. Moje serce zaczęło bić w zawrotnym tempie, tłukąc się o żebra, jakby próbowało wyskoczyć z klatki piersiowej i uciec, gdzie pieprz rośnie. Zszokowana odwróciłam się w stronę, z której dotarł do mnie dźwięk. Na stole w otoczeniu zużytych chusteczek leżało walkie-talkie, o które się wczoraj potknęłam. Odruchowo spojrzałam na swoją dłoń, niedbale owiniętą bandażem. Czułam lekkie, bolesne pulsowanie w miejscu, gdzie wbiło się szkło, ale obecnie znacznie bardziej doskwierał mi ból głowy niż ta rana.
  - Aigoo, kiedy mówię "odbiór" to znaczy, że oczekuję twojej odpowiedzi, głuptasie - odezwał się ponownie męski głos, wyraźnie lekko zirytowany. Co? "Głuptasie"? Prychnęłam drwiąco pod nosem. Podeszłam powoli do stołu, wpatrując się tępo w urządzenie. Co powinnam zrobić? Odpowiedzieć? Przed oczami stanęły mi wspomnienia z poprzedniego wieczoru, najpierw wyraźnie, potem zaś urywane, niejasne, zamroczone przez alkohol. Z moich ust wyrwał się cichy jęk, kiedy w końcu w pełni dotarło do mnie, co robiłam przed zaśnięciem, a dokładniej - co wygadywałam.
  Cholera. Co ja sobie wtedy myślałam? Chciałabym móc wszystko zwalić na wypite butelki soju, ale nie mogłam, bo przecież na początku wcale nie byłam pijana.
Przygryzłam nerwowo wnętrze policzka.
  - Wczoraj wydawałaś się bardziej rozmowna. - Czy mi się tylko wydawało, czy tu naprawdę zabrzmiała kpiąca nutka? Zanim zdążyłam pomyśleć, co robię, urządzenie już znajdowało się tuż przy moich ustach.
  - Ty za to wydawałeś się mniej wkurzający. - W język ugryzłam się zdecydowanie za późno i syknęłam z bólu, a jednocześnie ze złości na swoją impulsywność. Mogłam milczeć, zignorować jego głos i mieć święty spokój. Ale, jak zwykle, moje czyny wyprzedziły myśli.
  - Wkurzający? - Powtórzył z poirytowaniem. Nastąpiła chwila ciszy i przez ten jeden, krótki moment myślałam, że to już koniec naszej jakże przyjemnej rozmowy. Niestety, myliłam się. - Dobra, jesteś skacowana i świeżo po rozstaniu, więc tym razem ci odpuszczę. - Skrzywiłam się. Naprawdę musiał mi o tym wszystkim przypominać?
  - Wielkie dzięki za wyrozumiałość - sarknęłam, marszcząc brwi z dezaprobatą. Jakim cudem wczoraj przegadałam z tym facetem tyle czasu? Chociaż, fakt, wtedy był nadzwyczaj cichy. Wolałam go w tamtej, milczącej wersji.
  - Jak się czujesz? - Te słowa całkowicie mnie zaskoczyły. Sądziłam, że koleś będzie sobie teraz drwił ze mnie, mojego kaca, wczorajszych bzdur, jakie mu nawygadywałam. Ale na pewno nie spodziewałam się, że zapyta mnie o moje samopoczucie. Właściwie, tym, co najbardziej mnie zszokowało, nie było samo pytanie, ale ton jego łagodnego głosu - brzmiał szczerze, w pewnym momencie wyłapałam też nutę prawdziwej troski.
  A może tylko mi się wydawało? Może to tylko wymysł mojej wyobraźni, próbującej zaspokoić potrzebę czyjegoś zainteresowania? Nie miałam nikogo, kto mógłby mnie w tej chwili pocieszyć. Nie miałam nikogo, kto mógłby mnie pocieszyć kiedykolwiek. Od kiedy pamiętałam, zawsze byłam sama. Możliwe więc, że mój umysł specjalnie wyimaginował sobie tą troskę w jego głosie, aby spełnić siedzące we mnie pragnienie czyjejś uwagi.
  Tak, to musiała być sprawka mojej wyobraźni, wciąż odurzonej resztkami alkoholu we krwi.
  - A jak myślisz? - Burknęłam odrobinę ostrzej, niż zamierzałam.
  - Aż tak źle? - Znowu ten cholerny ton, wprawiający mnie w osłupienie. Nawet opiekunowie w domu dziecka nie zwracali się do mnie z troską, dlaczego więc miałby to robić jakiś nieznajomy mi facet? Odetchnęłam głęboko, potrząsając głową, jakbym dzięki temu mogła powstrzymać wyobraźnię przed fałszowaniem odbieranych przeze mnie dźwięków.
  - Gorzej - tym razem zabrzmiałam o wiele łagodniej. Bo, nieważne, jak bardzo się starałam, nie byłam w stanie zignorować faktu, że ktoś w końcu zainteresował się moim samopoczuciem. To sprawiało, że poczułam się lepiej, nawet jeżeli mój rozmówca wcale nie starał się mnie pocieszać. Pewnie nie zdawał sobie sprawy z tego, że tak naprawdę był pierwszą osobą, która zapytała mnie, jak się czuję.
  Jeny, jakie to żałosne.

*Youngjae*
  Spojrzenie miałem skierowane przed siebie, ale nie widziałem rosnących tam drzew i wijących się pomiędzy nimi ścieżek, po których spacerowali ludzie. Całą swoją uwagę skupiłem na słuchaniu jej głosu, przebijającego się swoim lekko zachrypniętym, jednak mimo to wciąż melodyjnym, tonem przez szum liści. Nawet kiedy się zdenerwowała, wciąż byłem w stanie wyłapać w nim ten uparty smutek, rozpacz, bezgraniczną tęsknotę.
  Gdy odpowiedziała na moje pytanie jednym, krótkim słowem, w pierwszym odruchu chciałem powiedzieć, że jej współczuję. Jednak w ostatniej chwili się powstrzymałem, na powrót zamykając usta. Żeby współczuć, trzeba rozumieć. Tymczasem ja nigdy nie byłem w związku trwającym trzy lata, ba!, nie przypominam sobie nawet trzytygodniowego. Nigdy też nie doświadczyłem prawdziwej miłości. Nie miałem więc pojęcia, jak się czuje osoba zdradzona przez swoją ukochaną osobę, z którą spędziła tak dużo czasu i z którą dzieliła tak wiele wspomnień. Zresztą, teraz, po wysłuchaniu jej historii, wcale nie chciałem się tego dowiadywać.
  Niespodziewanie z zamyślenia wyrwał mnie dźwięk mojej komórki, oznaczający przyjście SMSa. Sięgnąłem po nią, przez cały czas trzymając walkie-talkie przy swojej twarzy. Marszcząc lekko brwi, odblokowałem ekran, aby przeczytać nową wiadomość.
  Z moich ust wymsknęło się ciężkie przekleństwo.
  - Słucham?! - Głos dziewczyny, wydobywający się z głośniczka walkie-talkie, ryknął mi do ucha. Zdezorientowany spojrzałem na urządzenie i z zażenowaniem zauważyłem, że przez cały czas wciskałem przycisk, włączający mikrofon.
  - To nie do ciebie - rzuciłem pospiesznie, ciesząc się, że nie ma jej obok mnie, bo pewnie by mi się przy okazji oberwało. - Mianhae, ale muszę kończyć. Trzymaj się! - Wyłączyłem walkie-talkie i schowałem je do kieszeni, nie dając jej szansy na odpowiedź. W tej chwili miałem inny problem.
  Spojrzałem jeszcze raz na ekran telefonu i jęknąłem, kiedy okazało się, że wcześniej wcale mi się nie przywidziało. Himchan wysłał mi zdjęcie, które zrobił dzisiaj rano mi i Daehyunowi, zanim nas obudził, przygniatając swoim cielskiem. Leżeliśmy na nim zaplątani w kilkanaście koców, z otwartymi ustami, przytuleni do siebie, niczym prawdziwe małżeństwo. Ale, rzecz jasna, nie to było w tym wszystkim najgorsze, bo to nie pierwsza noc, którą spędziłem w jednym łóżku z moim najlepszym przyjacielem i nie po raz pierwszy Himchan taką sytuację uwiecznił. Prawdziwy koszmar znajdował się pod zdjęciem.
  "Za 5 minut wstawię to na twittera, cwaniaczku".
  I tak oto kończą się wszelkie próby oszukania Himchana. Nieważne, jak bardzo znany jesteś ze swojej inteligencji czy sprytu, ta białowłosa cholera zawsze znajdzie jakiś sposób, żeby cię sobie podporządkować. Boże. Po prostu radość ogarnia me serce na myśl o kilkugodzinnym pucowaniu podłóg pod czujnym okiem tego szantażysty...
  Zerwałem się z miejsca, ale nim zdążyłem wystartować, rozległ się dzwonek i komórka zaczęła wibrować w mojej ręce. Nie miałem czasu, żeby dalej tak tutaj sterczeć, więc rzuciłem się przed siebie i w biegu odebrałem telefon.
  - YOUNGJAE, IDIOTO, MAM NADZIEJĘ, ŻE JESTEŚ GDZIEŚ NIEDALEKO, BO INACZEJ CIĘ ZNAJDĘ I WŁASNORĘCZNIE UDUSZĘ. - Daehyun nie wydawał się być zachwycony. Zresztą, kto w takiej sytuacji by się cieszył? Jeszcze można by to przeboleć, gdyby Himchan nie był zbyt popularny, ale tak się składa, że jego konto na twitterze obserwowało chyba całe miasto, a w każdym razie na pewno żeńska część mieszkańców.
  - Też się za tobą stęskniłem - wydyszałem, ani na chwilę nie zwalniając. Nie czekając na odpowiedź, rozłączyłem się. Rozmawianie w biegu tylko by mnie zmęczyło, a i tak zaraz się zobaczymy.
  Mam tylko nadzieję, że zdążę, bo inaczej będzie to naprawdę bolesne spotkanie, przynajmniej dla mnie.

1 komentarz:

  1. hahaha na twittera :D chyba wiem co się święci z Bomin i Youngjaem :D - Mól Książkowy pozdrawia :D

    OdpowiedzUsuń