poniedziałek, 13 stycznia 2014

X. "Spotkanie"

YONGGUK & TYGRYSEK
Słowniczek:
kamsahabnida - bardzo grzeczny sposób powiedzenia "dziękuję" w koreańskim języku formalnym.
oppa - dziewczyna zwraca się tak do swojego starszego brata, bliskiego jej starszego kolegi/przyjaciela, bądź swojego chłopaka.
maknae - najmłodszy członek zespołu.
hwaiting - koreańska wersja "fighting"; coś w rodzaju hasła dopingującego "walcz/dasz sobie radę".
-ie; -ah - zwracając się do kogoś młodszego lub w tym samym wieku, można użyć tych końcówek przy imieniu danej osoby (np. Yongguk -> Yonggukie, Youngjae - Youngjae-ah).

*Yongguk*
     Obudziłem się, czując na twarzy ciepłe promienie słońca, wpadające przez okno, ale nie otworzyłem oczu. Wciąż miałem pod powiekami obraz małej, niewinnej dziewczynki o hebanowych włosach, dużych, niemalże czarnych oczach, ubranej w czerwoną, śliczną sukieneczkę. Uśmiechała się szeroko, przytulając do siebie pluszowego Kłapouchego. Usłyszałem w głowie echo jej dziecięcego, niezwykle delikatnego, melodyjnego głosu: "kamsahabnida, oppa. Będę się nim dobrze opiekować, więc ty zaopiekuj się Tygryskiem, zgoda?".
     Odruchowo zacząłem bezwiednie głaskać głowę leżącego na moim brzuchu pomarańczowego pluszaka w czarne pasy. Minęło osiemnaście lat, a ja wciąż go mam. Wielokrotnie próbowałem się go pozbyć, ale za każdym razem coś mnie powstrzymywało. Nawet, kiedy przechodziłem okres nastoletniego buntu, nie zdobyłem się na to, by go wyrzucić. Zamiast tego schowałem go głęboko w szafie i wyciągałem za każdym razem, kiedy czułem, że nie dam sobie z czymś rady; że coś mnie przerasta. Te parę zszytych ze sobą kawałków materiału wypełnionych watą stało się dla mnie symbolem nadziei, wiary we własne siły, odwagi.
     Uśmiechnąłem się pod nosem, zdając sobie sprawę jak żałośnie to brzmi. Byłem przecież dorosłym mężczyzną, ponadto liderem B.A.P, gangu składającego się z sześciu członków, który nigdy nie zawodził swoich pracodawców, za którego usługi płaciło się grube pieniądze i który wzbudzał niemały postrach wśród ludzi z naszej branży. Fakt, ostatnio znacznie zwolniliśmy tempo, ale nasza nazwa wciąż wywoływała respekt. Kto by pomyślał, że ktoś taki jak ja wciąż sypia z miśkiem?
     Głośne chrapnięcie któregoś z chłopaków przywołało mnie do rzeczywistości. Otworzyłem oczy, odetchnąłem głęboko i wstałem z łóżka, kładąc pluszaka na poduszkę. Rozejrzałem się po pokoju, po którym walały się pogniecione ubrania. Westchnąłem, ciesząc się, że dziś jest ostatni dzień mojego dyżuru. Zaraz potem kąciki ust uniosły mi się w lekkim uśmieszku, bo mój wzrok padł na przytuloną do siebie, śpiącą parę, zaplątaną w niezliczoną ilość koców. Daehyun uwielbiał spać wygodnie i często podkradał innym kołdry, a tej nocy dodatkowo zaciągnął do swojego legowiska Youngjae, który posłużył mu najwyraźniej za żywą maskotkę. Wciąż byli w ubraniach, bo po obejrzeniu "Red 2" oraz najnowszej części "Szybkich i Wściekłych" wczorajszej nocy, tak bardzo chciało im się spać, że nie przejmowali się przebieraniem w piżamy, tylko po prostu padli na dolny materac piętrowego łóżka i natychmiast odpłynęli do Krainy Snów. Na górze zaś leżał na brzuchu Himchan z otwartymi ustami oraz ręką wystającą spomiędzy barierek i zwisającą smętnie w dół. Niespodziewanie zamlaskał językiem, po czym z jego ust wydobyło się niewyraźnie "cholera". Nie zaskoczyło mnie to. Byłem już przyzwyczajony, że gada przez sen i to bardzo często niezbyt przyzwoite rzeczy.
     Rozciągając się, przeszedłem z sypialni do salonu, gdzie na podłodze, oparci plecami o kanapę spali Zelo z Jongupem. Skrzywiłem się lekko, słysząc jak maknae zgrzyta zębami. Mój grymas powiększył się jeszcze bardziej, kiedy zobaczyłem panujący na stoliku do kawy i wokół niego chaos. Zupełnie jakbyśmy urządzili sobie wczoraj wojnę na jedzenie, zamiast grzecznie konsumować, oglądając jednocześnie film. Choć kto wie, co chłopaki wyrabiali, kiedy przed pójściem spać poszedłem na chwilę do łazienki.
     Na szczęście, miałem wymówkę, żeby nie musieć tego sprzątać. Byłem umówiony na spotkanie z szefem i mam nadzieję, że podczas mojej nieobecności, ktoś łaskawie wyręczy mnie w moim dyżurze.
   ***
     Obserwowałem jak sekretarka szefa naciska odpowiedni guzik i przykłada słuchawkę telefonu do ucha.
     - Szefie, masz gościa - oznajmiła wypranym z emocji, biurowym głosem. Widziałem ją po raz pierwszy, więc musiała pracować tu od niedawna. Włosy miała zakręcone, zafarbowane na złoty blond, co dodawało jej pewnego anielskiego uroku. Jednak w spojrzeniu jej ciemnych oczu było coś, co kłóciło się z wizerunkiem tej niewinnej istoty. Z jakiegoś powodu czułem, że nie należy jej ufać. Instynkt czy intuicja, nie wiem, co dokładnie, w każdym razie podświadomie wiedziałem, że powinienem zachować dystans i całkowitą czujność.
     Z drugiej strony miałem świadomość, że sekretarzem mojego szefa nie mógł zostać byle kto. Aby dostać się na to stanowisko, trzeba było przejść nie tylko serię egzaminów, sprawdzających twój poziom inteligencji, ale także kilkanaście psychotestów. Dodatkowo grupa odpowiednio wykwalifikowanych ludzi sprawdzała dokładnie twój życiorys, łącznie z informacjami na temat tego, z kim się zadawałeś przez całe swoje życie. Nie miałem więc pojęcia, skąd wzięła się moja nieufność wobec tej kobiety.
     - Zaprowadzę pana - zwróciła się do mnie, odkładając słuchawkę telefonu. Jej beznamiętne spojrzenie wydawało mi się zbyt puste, podejrzanie pozbawione jakiegokolwiek wyrazu.
     - Nie trzeba, znam drogę - odparłem spokojnie, widząc jak podnosi się ze swojego wygodnego fotela. Uniosła lekko brwi, ale nie odezwała się, tylko kiwnęła głową.
     Czując na sobie przeszywający wzrok ciemnych oczu, skierowałem się w jeden z trzech znajdujących się naprzeciwko jej biurka korytarzy. Białe, puste ściany i równie jasne kafelki na podłodze sprawiały wrażenie wręcz sterylnie czystych i było to odrobinę przytłaczające. Dochodząc do rozwidlenia, skręciłem w prawo, jednocześnie ciesząc się, że w końcu schodzę z pola widzenia złotowłosej sekretarki. Na końcu podłużnego pomieszczenia ujrzałem duże drzwi z ciemnego drewna, mocno kontrastujące ze śnieżną barwą, która tutaj dominowała.
      Odruchowo zwolniłem kroku, chowając dłonie do kieszeni spodni i odchyliłem głowę do tyłu, aby odetchnąć głęboko.
     Dzisiaj zamierzałem poinformować Szefa o moim wyskoku z tamtym liścikiem. Wcześniej nie miałem możliwości, bo najzwyczajniej w świecie nie mogłem się z nim skontaktować. Przypuszczałem, że pojechał na jakiś ważny wyjazd biznesowy czy coś w tym stylu. Zresztą, byłem już tak przyzwyczajony do tych chwilowych zniknięć, że nie przejmowałem się już nawet, co było ich powodem. Nieważne na jak długo stawał się niedostępny, zawsze wracał i to było najważniejsze.
     Zatrzymałem się tuż przed samymi drzwiami. Mimo wszystko, czułem się odrobinę niepewnie. Nie, to nie był strach. Raczej zwykła niechęć do niewiadomego. Choć znałem tego mężczyznę całe swoje życie, nigdy nie potrafiłem przewidzieć jego reakcji. Nie wiedziałem, czego się spodziewać i ta niewiedza bezlitośnie czyhała na moją pewność siebie. Irytujące.
     Przymknąłem na chwilę oczy, przywołując wspomnienie dziecięcego głosu, który jeszcze dziś rano rozbrzmiewał w mojej głowie. Krótkie, melodyjne "hwaiting, oppa" wystarczyło, bym poczuł się lepiej. Uniosłem powieki, wyciągnąłem dłonie z kieszeni, wyprostowałem się, po czym bez dalszego ociągania, nacisnąłem na klamkę i przekroczyłem próg.
     Znalazłem się w dużym ciemnoszarym pomieszczeniu o wysokim, śnieżnym suficie i białej, idealnie wypolerowanej podłodze. Ściana znajdująca się naprzeciwko drzwi była w rzeczywistości ogromnym oknem, wpuszczającym do środka przyjemne słoneczne światło, które wprowadzało do wnętrza odrobinę ciepła. Po bokach stały ogromne regały zapełnione książkami, natomiast w samym środku pokoju na dywanie z futra białego niedźwiedzia znajdowało się surowe biurko z ciemnego drewna, tego samego, z którego zrobione były drzwi. Za nim stał wygodny fotel obity czarną skórą, obrócony do mnie tyłem.
     Szef na nim nie siedział. Stał przed oszkloną ścianą, najwyraźniej podziwiając rozciągający się przed nim widok na Seul. Zamknąłem za sobą drzwi.
     - Szefie - odezwałem się, wykonując niemalże dziewięćdziesięciostopniowy ukłon, czego on nawet nie zobaczył.
     - Yonggukie - usłyszałem jego zachrypnięty, donośny głos. W tej chwili odwrócił się w moją stronę z lekkim uśmiechem na ustach i siateczką urokliwych zmarszczek w kącikach błyszczących, przyjaznych oczu. - Miło cię znowu widzieć, synu.

2 komentarze:

  1. huehue... nawet nie czytałam, bo pamiętam ten rozdział, ale chciałam pozostawić po sobie koma ;3... Czekam na "fragment, którego nikt nie widział" ;P.

    OdpowiedzUsuń
  2. łaaał :D Daehyun śpi z Youngjaem :D Słodko musieli wyglądać ;)

    OdpowiedzUsuń