poniedziałek, 28 października 2013

III. "Łapy precz od mojego sernika!"

ŻARŁOCZNY KOBIECIARZ - JUNG DAEHYUN

Słowniczek:
yah - coś jak "ej".
-ie; -ah - zwracając się do kogoś młodszego lub w tym samym wieku, można użyć tych końcówek przy imieniu danej osoby (np. Yongguk -> Yonggukie, Youngjae - Youngjae-ah).
hyung - chłopak zwraca się tak do swojego starszego brata lub starszego, bliskiego mu kolegi.
chwesonghamnida - bradzo grzeczny sposób powiedzenia "przepraszam" w koreańskim języku formalnym.
kamsahabnida - bardzo grzeczny sposób powiedzenia "dziękuję" w koreańskim języku formalnym.
ahjussi - zwrot używany wobec mężczyzny znacznie starszego od osoby mówiącej, nieznajomego lub którego zna bardzo dobrze i darzy go dużym szacunkiem; tłumacząc na polski: "wujek". (kursywą zaznaczyłam część definicji ważną dla zrozumienia sytuacji w fanficu)
ahjumma - zwrot używany wobec kobiety znacznie starszej od osoby mówiącej, nieznajomej lub którą zna bardzo dobrze i darzy ją dużym szacunkiem; tłumacząc na polski: "ciocia". (kursywą zaznaczyłam część definicji ważną dla zrozumienia sytuacji w fanficu)


*Daehyun*
     - Daehyunie~ Baby~ - Z głośniczka mojego walkie-talkie rozległ się radosny głos Youngjae. Ten człowiek mnie zadziwiał. Raz był poważnym, analizującym wszystko mózgiem naszej grupy, a sekundę później zamieniał się w cwanego żartownisia, uwielbiającego drażnić otaczających go ludzi. A już zwłaszcza mnie.
     - Tak, kochanie?~ - zagruchałem do urządzenia, uśmiechając się słodko. Rozejrzałem się, sprawdzając czy przypadkiem ktoś się nie kręci po korytarzach apartamentowca, po czym skierowałem się w stronę drzwi z numerem 254. Byłem tu już tyle razy, że nie miałem żadnych problemów z odnalezieniem drogi.
     - "My hearts thumps thumps and looks for you
     Where you are? I'm waiting for you"~ - zaśpiewał, sprawiając, że w tle odezwały się śmiechy chłopaków.
     Prychnąłem rozbawiony, zatrzymując się przed swoim celem. Spojrzałem w górę, nad drzwi, prosto na zamontowaną tam mikroskopijną, ledwo widoczną kamerę.
     - Oh, Dae, widzę cię! - rzucił piskliwie głosem przesyconym słodyczą. Chwilę później odezwał się znowu, jednak tym razem jakby rozczarowany: - Yaaaah, wydawało mi się, że jesteś przystojniejszy. Ale teraz, kiedy cię widzę... co to ma być? Yah, to koniec, nie mogę być z kimś o takiej twarzy, nie zasługujesz na mnie. - Zmusiłem się do opuszczenia kącików ust i ściągnąłem groźnie brwi.
     - Yah, Youngjae-ah, poczekaj, niech tylko wrócę...
     - Mój przystojny Himchan hyung nie pozwoli ci zrobić mi krzywdy~ - przerwał mi pełen pewności siebie. - Prawda, hyuuung?
     - Prawda - odezwał się Himchan. - Chyba że chronienie cię narazi moje wspaniałe cia... - Youngjae nie pozwolił mu skończyć, wyłączając mikrofon. Spodziewałem się, że zaraz znowu zacznie gadać od rzeczy, ale cisza ciągnęła się przez kolejne kilkanaście sekund, co w jego przypadku raczej nie było normalne. Spuściłem wzrok na walkie-talkie. Co tam się dzieje?
     - Yah, Youngjae, jeszcze nie skończy...
     - Daehyun - przerwał mi głęboki głos Yongguka, który przez głośnik małego urządzenia brzmiał nadzwyczaj strasznie. - Wykonaj zadanie - rozkazał grobowym tonem, od którego przeszły mnie ciarki. Ten koleś bywał naprawdę przerażający.
     - Yes, sir - odpowiedziałem formułką, której zazwyczaj używaliśmy. Sięgnąłem do kieszeni spodni, aby po chwili wyciągnąć z niej złożoną w mały kwadracik, bladoczerwoną karteczkę. Położyłem ją na podłodze, upewniając się, że będzie widoczna przez judasza. Potem nacisnąłem mocno przycisk obok drzwi i usłyszałem, jak w apartamencie za nimi rozlega się donośny dzwonek. Odwróciłem się, gotowy odejść z miejsca zdarzenia, kiedy nagle zatrzymał mnie lider:
     - Poczekaj, musimy mieć pewność, że to weźmie - oznajmił. Podniosłem wzrok na drzwi, nasłuchując. Cisza. Chociaż zapewne i tak nie byłbym w stanie usłyszeć czyichś kroków. Co jak co, ale ściany w jednym z najdroższych apartamentowców w mieście były znacznie grubsze i lepiej zatrzymywały dźwięki, niż ściany w zwykłych blokach. - Jeszcze raz - poinstruował i posłusznie wypełniłem rozkaz, ponownie uruchamiając dzwonek. Nieświadomie zacząłem wystukiwać rytm stopą, odczekując kolejną minutę.
     Co jest z tą dziewczyną? W ogóle jej nie rusza, że ktoś stoi przed jej drzwiami? Czyżby była aż tak wystraszona? Głupie pytanie. To biedactwo spędziło cztery dni całkowicie odizolowane od świata. To oczywiste, że była aż tak wystraszona. Właściwie to jej się nie dziwię. Yongguk nie powinien był przekazywać jej tamtej wiadomości. Wszyscy wiedzieliśmy, że postąpił bezmyślnie. Ale z drugiej strony nikt z nas nie śmiał wątpić w naszego lidera. Znaliśmy go zbyt długo i zbyt dobrze. Jeszcze nigdy nas nie zawiódł, całkowicie mu ufaliśmy.
     - Wracaj - odezwało się walkie-talkie głosem Yongguka, tonem sygnalizującym mi, żebym się pospieszył.
     Szybko przemierzyłem korytarz i wskoczyłem do windy, nie oglądając się za siebie. Wcisnąłem odpowiedni guzik i drzwi się zamknęły. Kiedy poczułem to charakterystyczne śmieszne uczucie w żołądku, podczas zjeżdżania w dół, mimowolnie się uśmiechnąłem. Moja stopa znowu zaczęła rytmicznie podskakiwać. Śpieszyło mi się. Zamiast wykonywać to jakże wymagające zadanie, wolałem siedzieć wygodnie w naszej siedzibie z resztą chłopaków i obserwować reakcję dziewczyny na nową wiadomość. Nadal nie mogłem uwierzyć, że przegrałem w Kamień, Papier, Nożyce ze wszystkimi po kolei. Nawet z Youngjae! Dzisiaj chyba był mój pechowy dzień.
     Kawałek sernika byłby idealną formą pocieszenia.
     - Ach, naszego biednego Dae ominie całe przedstawienie~ Jak mi przykro. - Znowu ten cholerny Youngjae. Podniosłem walkie-talkie do ust.
     - Yoo Youngjae. Zabiję cię - mruknąłem spokojnie, chociaż zaczynało się we mnie gotować. A myślałem, że jestem już odporny na te jego zaczepki. Szlag.
     - Tak poza tym, zgadnij, co znalazłem w lodówce. - Nie, nie, nie, nie, to nie mogło być to, o czym myślę, prawda? Po prostu nie. W innym wypadku nie ręczę za siebie. - Podpowiedź numer jeden: stało na najniższej półce, w kącie, schowane za mlekiem...
     - NIE WAŻ SIĘ DOTYKAĆ MOJEGO SERNIKA! - wrzasnąłem w tym samym momencie, w którym drzwi windy się otworzyły. Dwie przeciętnej urody kobiety wpatrywały się we mnie, jak na jakiegoś wariata. Zignorowałem ich taksujące spojrzenia i popędziłem w kierunku wyjścia. Czemu, do jasnej cholery, na ulicy panował taki tłok? - JEŚLI CHOCIAŻBY GO TKNIESZ, PRZYSIĘGAM, ŻE NIE DOŻYJESZ JUTRA! NOGI CI Z DUPY POWYRY...
     Powietrze gwałtownie uciekło z moich płuc, kiedy niespodziewanie z kimś się zderzyłem. Walkie-talkie wypadło mi z ręki, ale byłem zbyt zajęty odzyskiwaniem równowagi, żeby się tym przejąć. Kątem oka zauważyłem, że ten ktoś, kto miał czelność na mnie wpaść, zbliża się na spotkanie ziemi, więc odruchowo złapałem go za ramię. Które było strasznie drobne, swoją drogą. Pociągnąłem tą osobę w swoją stronę, ratując ją od upadku, ale tym samym sprawiając, że znalazła się w moich objęciach. Poczułem jak rozwiane, ciemne włosy łaskoczą mnie w brodę, a kilka bezczelnych kłaków odważyło się nawet przyczepić do moich ust. Skrzywiłem się i czym prędzej wyprostowałem ręce, zmuszając tego kogoś do odsunięcia się, jednocześnie lustrując go wzrokiem. Drobnej budowy dziewczyna zachwiała się, ale w końcu stanęła stabilnie. Podniosła na mnie spojrzenie swoich brązowych, dużych oczu. Czyżby się przy tym zarumieniła? Cóż za urocza istota.
     - Patrz, jak chodzisz! - rzuciła zdenerwowana, co ani trochę nie pasowało do jej łagodnego wyglądu. Zamrugałem zdezorientowany. A gdzie wdzięczność za uratowanie przed bolesnym zderzeniem z ziemią? Gdzie słodkie "chwesonghamnida" i "kamsahabnida"?
     - No chyba sobie żartujesz... - mruknąłem, wpatrując się w nią z irytacją. Tak. Dzisiaj zdecydowanie miałem pecha. Dziewczyna otworzyła usta, ale zaraz potem na powrót je zamknęła, czerwieniąc się jeszcze bardziej. Wpatrywaliśmy się w siebie w milczeniu, prowadząc niemą wojnę na spojrzenia. Czułem, że oczy zaczynają mnie szczypać, ale powstrzymałem mrugnięcie, bo nie zamierzałem przegrać z byle babą. Co prawda ładną, ale wciąż babą. W końcu wyraźnie speszona odwróciła wzrok. W tej chwili moją irytację zastąpiło szczere rozbawienie.
     - Możesz łaskawie mnie puścić, ahjussi? - burknęła. Dopiero teraz zdałem sobie sprawę, że przez cały czas trzymam jej chude ramię. I, co jeszcze? Ahjussi? Czy ona próbowała mnie niepostrzeżenie obrazić, przemycając do swojej wypowiedzi to pozornie niewinne słowo?
     - Jak sobie życzysz, ahjumma - odparłem, posłusznie cofając swoją rękę. I od razu pożałowałem tej swojej subtelnej zemsty. Zmrużyła groźnie oczy, posyłając mi ostre spojrzenie.
     - AHJUMMA?! - powtórzyła głośno, tym samym zwracając na nas uwagę kilku przechodniów. Zeskanowała mnie zirytowanym wzrokiem od stóp do głowy. Odetchnęła głęboko, przymykając na chwilę powieki, najwyraźniej starając się uspokoić. - Jeszcze nawet nie dobiłam do dwudziestki piątki - wymruczała gniewnie pod nosem, bardziej do siebie niż do mnie. - Palancie - dodała tak cicho i tak niezrozumiale, że ledwo udało mi się to słowo wyłapać. Ale jednak, udało.
     - Jak mnie nazwałaś? - spytałem, unosząc jedną brew. Niewdzięczne, bezczelne babsko.
     - Tak jak słyszałeś! - rzuciła wojowniczo, krzyżując ręce na piersi. Trzymajcie mnie, bo zaraz wyjdę z siebie i stanę obok. Od kiedy dziewczyny zrobiły się takie pyskate? Gdzie się podziały te słodkie, niewinne, potulne ślicznotki? No dobra, może słodką ślicznotką była, ale jestem pewien, że nie miała nic wspólnego z potulnością, a co dopiero niewinnością.
     - Powtórz - rozkazałem, ściągając ostrzegawczo brwi. Pochyliłem się odrobinę w jej kierunku i z satysfakcją zauważyłem, że cofnęła się do tyłu, a z jej oczu zniknęła ta irytująca pewność siebie. Zbadała pospiesznie otoczenie wzrokiem, a kiedy na powrót zwróciła go na mnie, ku mojemu niezadowoleniu, znowu był hardy.
     - Palant! - fuknęła i zanim zdążyłem jakkolwiek zareagować, uskoczyła w bok i popędziła przed siebie. Zdezorientowany obserwowałem, jak jej drobna sylwetka znika w tłumie.
     Lepiej módl się, żebyśmy się już więcej nie spotkali...

2 komentarze:

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  2. O kurcze, Sunhee... nie spodziewałam się po tobie takiego czegoś: "JEŚLI CHOCIAŻBY GO TKNIESZ, PRZYSIĘGAM, ŻE NIE DOŻYJESZ JUTRA! NOGI CI Z DUPY POWYRY..." hahaha! To mnie doszczętnie rozwaliło! No ale po tobie można się było spodziewać takiej miłości do słodyczy ;) Świetnie piszesz. Masz bardzo fajny pomysł na opowieść :D Nie mogę doczekać się następnych odcinków :D A tak w ogóle to muszę powiedzieć, że nie do końca orientuję się w tych imionach ;D No to powodzenia w dalszym tworzeniu! Weny i pomysłowości Ci życzę ;D

    OdpowiedzUsuń