niedziela, 27 października 2013

II. "To nie moja wina."

CICHY ANIOŁ - MOON JONGUP

Słowniczek:
yah - coś jak "ej".
hyung - chłopak zwraca się tak do swojego starszego brata lub starszego, bliskiego mu kolegi.
Gwenchanayo? - "Nic ci nie jest/wszystko w porządku?"
dongsaeng - młodszy brat/siostra, bądź młodszy bliski kolega/koleżanka.

*Yongguk*
     Kiedy otworzyłem drzwi naszego apartamentu, zaskoczyła mnie panująca w nim cisza. Zazwyczaj witały mnie śmiechy, rozmowy, muzyka, czasem krzyki. W każdym razie brak jakichkolwiek dźwięków nie był zbyt częstym zjawiskiem w tym miejscu. Przebierając buty, zauważyłem, nie licząc moich, cztery pary niedbale porozrzucanych kapci. I wszystko jasne. Ciekawy byłem, na kogo spadła przykra konieczność pozostania w domu, podczas gdy reszta przedszkola poszła sobie na wycieczkę.
     Przechodząc przez duży salon utrzymany w jasnych, ciepłych, ale stonowanych barwach, zdjąłem swoją skórzaną kurtkę i rzuciłem ją na białą kanapę tuż obok stosu nieposkładanych ubrań. Zaraz, kto w tym tygodniu był odpowiedzialny za porządek? Biorąc pod uwagę, że takowego w ogóle nie było, przypuszczałem, że Daehyuna bądź Himchana. Choć do tej pory nawet ta dwójka najgorszych bałaganiarzy dobrze sobie radziła ze sprzątaniem... Dziwne.
     Skierowałem się do naszego "centrum dowodzenia". Było to nieduże pomieszczenie, ale wystarczające, by pomieścić kilka monitorów, fotel na kółkach, mały stolik z dwoma krzesłami i wygodną kanapę. Miejsce, z którego mogliśmy obserwować nasz cel, nie ruszając tyłków z mieszkania. Oczywiście, pod warunkiem, że on również nie opuszczał swojego domu.
     Wszedłem do środka i uśmiechnąłem się rozbawiony na widok Jongupa, który niemalże leżał na fotelu przed monitorami. Miał zamknięte oczy. No tak, a kogo innego mogłem się spodziewać? Było oczywiste, że reszta wykorzysta tego zawsze chętnego do pomocy i czasem naiwnego dzieciaka, żeby zrobić sobie wolne. Westchnąłem.
     - Yah, Cheetos! - Podniosłem głos, ale nie był to jeszcze krzyk. Jego oczy otworzyły się sennie. - Obserwujesz cel z zamkniętymi oczami?  - Wyprostował się, jeszcze zanim jego zamglone spojrzenie mnie odnalazło. Wyglądał na lekko zdezorientowanego.
     - Hyung, wróciłeś? - Najwyraźniej.
     - I to nie z pustymi rękami - odparłem z uśmiechem, unosząc do góry rękę, w której trzymałem reklamówkę z zakupami. Położyłem ją na stoliku i wyciągnąłem z niej dwa napoje energetyczne i hamburgery, na których widok Jongup od razu się ożywił. - Gdzie reszta?
     - Nie mówili, dokąd idą - odpowiedział, wzruszając ramionami i z dziecięcą radością rozpakował swojego hamburgera. Patrzyłem jak łapczywie się w niego wgryza.
     - Kiedy wyszli?
     - Zaraz po tobie. - Czyli jakieś półtorej godziny temu. Zostawili go na półtorej godziny, żeby w samotności gapił się w ekran, a w jego głosie nie było słychać ani jednej nutki skargi. Ja na jego miejscu już dawno straciłbym cierpliwość. Zresztą, nie pamiętam, żebym kiedykolwiek słyszał Jongupa narzekającego. Jeśli kiedyś nadejdzie taki moment, w którym ten dzieciak zacznie marudzić, muszę pamiętać, żeby zapisać to sobie w kalendarzu. W pomieszczeniu rozległo się ciche syknięcie, kiedy otwierałem swój napój.
     - Co z Sunhee? - Jongup spojrzał na mnie lekko zaskoczony. O co mu chodzi? - Coś nie tak?
     - Nie, po prostu... - zaciął się, jakby nie wiedział czy powinien skończyć to zdanie. Uniosłem brwi, dając mu do zrozumienia, że ma mówić dalej. - Pierwszy raz nazwałeś cel po imieniu.
     Poczułem jak napój energetyczny wpływa mi nie tam, gdzie trzeba i organizm automatycznie wymusił odruch kaszlu. Cholera. Zasłoniłem usta wolną dłonią, odstawiając puszkę na stolik. Jongup w jednej chwili do mnie doskoczył i zaczął klepać po plecach. Czułem, że do oczu napływają mi łzy. Miałem wrażenie, że zajęło mi wieki, zanim w końcu zapanowałem nad swoją reakcją.
     - Gwenchanayo? - spytał Jongup, spoglądając na mnie z niepokojem. Ale zaraz... Czy ja widziałem w jego oczach rozbawienie?
     - Chusteczki... - wydusiłem z siebie, bo wciąż czułem ucisk w gardle. Nie musiałem długo czekać, dosłownie sekundę później Jongup podsunął mi je pod nos. Wziąłem jedną i powycierałem się, z irytacją zauważając, że pochlapałem sobie koszulkę.
     - Nic się nie zmieniło. Nigdzie nie wychodziła, przez większość czasu siedzi w sypialni, nie odbiera telefonów. Nikt do niej nie przychodził - zdał relację, z powrotem siadając na fotel i łapiąc swojego hamburgera. Spojrzałem na monitory. Mieliśmy widok na drzwi wejściowe, salon i kuchnię. Szef zabronił nam umieszczać kamery w sypialni, choć nawet gdyby tego nie zrobił, nie posunęlibyśmy się tak daleko. Teraz najwyraźniej też przebywała w swoim pokoju. Co ona tam robiła przez tyle czasu?
     - Przynajmniej nie musimy za nią biegać po całym mieście - mruknąłem bez przekonania. Tak naprawdę zaczynałem się niepokoić. Sunhee zachowuje się tak od dnia, w którym przekazałem jej ten durny liścik. Jak bardzo musiała się bać, skoro zaszyła się w swoim apartamencie, odcinając od świata? Poza tym, szczerze mówiąc, znacznie bardziej podobało mi się łażenie za nią po mieście niż siedzenie tutaj i gapienie się na monitor.
     - To już czwarty dzień, hyung - powiedział Jongup. - Sunhee prawie w ogóle nie je, pije też niewiele. Dzisiaj na śniadanie zjadła jabłko, poza tym do tej pory nie ruszyła nic więcej. - Brzmiał jakby naprawdę się o nią martwił. Przez to jego gadanie zaczynałem czuć się winny. Chociaż nie powinienem. Bo przecież nie byłem tym, który kazał ją obserwować. Nie byłem tym, który zlecił pilnowanie jej, gdziekolwiek by się nie ruszyła. Ja tylko wykonywałem rozkazy. Poza tym, patrząc na to w ten sposób, można powiedzieć, że wyświadczyłem jej przysługę, powiadamiając, że jest śledzona. Dlaczego więc czułem się winny?
     - Więc, co twoim zdaniem powinienem zrobić? - spytałem, unosząc brew. Jongup zawahał się.
     - Uspokoić ją - odpowiedział w końcu. Westchnąłem. Tyle to ja też wiedziałem.
     - Pomyślimy o tym, kiedy wróci reszta. - Już raz podjąłem decyzję bez obgadania tego z nimi i, jak widać, efekt nie jest szczególnie zadowalający. Gdybym wtedy powiedział im o moich zamiarach, powstrzymaliby mnie. Nie pozwoliliby mi tak namieszać.
     Przeczesałem włosy palcami, odganiając te natrętne, psujące humor myśli. Co się stało, to się nie odstanie. Koniec, kropka. Wziąłem hamburgera i rozsiadłem się na kanapie, podczas gdy Jongup delektował się swoją przekąską. Przebiegłem spojrzeniem po pomieszczeniu, aż w końcu mój wzrok padł na stojące pod stolikiem puste butelki po wodzie mineralnej, którą wszyscy piliśmy hektolitrami.
     - A, właśnie... - zacząłem, zerkając na swojego dongsaeng. - Kto w tym tygodniu ma dyżur? - spytałem, unosząc delikatnie brwi. Dobra, fakt, jesteśmy facetami, więc bywaliśmy niechlujni, ale dzisiejszy stan mieszkania pobijał wszystkie nasze bałaganiarskie rekordy. Jongup uśmiechnął się szeroko.
     - Ty, hyung.

1 komentarz: