sobota, 26 października 2013

I. "Zwariowałam?"

BANG YONGGUK - NIEZAWODNY LIDER

Słowniczek:
annyeonghaseyo - "dzień dobry" w koreańskim języku formalnym.
-sshi - jest to zwrot grzecznościowy dodawany po imieniu, coś jak "pan", "pani".
mianhaeyo - "przepraszam" w koreańskim języku formalnym.
mianhae - "przepraszam" w koreańskim języku nieformalnym.
hyung - chłopak zwraca się tak do swojego starszego brata lub starszego, bliskiego mu kolegi.
maknae - najmłodszy członek zespołu.

*Punkt widzenia Sunhee*
  Znowu ogarnęło mnie to denerwujące uczucie, że jestem obserwowana. Niepokojące mrowienie na karku sprawiło, że automatycznie zaczęłam się rozglądać. Mój wzrok powędrował w prawo, w lewo, potem odwróciłam się i spojrzałam za siebie, ściągając lekko brwi i wydymając delikatnie wargi.
  Nic. Żadnych podejrzanych typków. Ani jednej pary obserwujących mnie oczu. Tylko tłum ludzi zajętych swoimi sprawami, zabieganych, obojętnych na otaczający ich świat.
  Nic. A jednak uczucie nie zniknęło.
  Wypuściłam powoli powietrze z ust, przymykając oczy. Czy to możliwe, że zaczynałam tracić zmysły? Super. Mam dopiero dwadzieścia dwa lata i już zaczyna mi odbijać. Bo jak inaczej wytłumaczyć fakt, że od jakiegoś tygodnia czuję się, jakby ktoś bez przerwy na mnie patrzył? Czy to nie był objaw jakiejś choroby psychicznej?
  - Uspokój się, Sunhee - zganiłam się pod nosem, jednocześnie uśmiechając się nieznacznie, rozbawiona swoimi myślami. - Wszystko z tobą w porządku - mówiąc to, spojrzałam przed siebie i przyspieszyłam, bo od jakichś pięciu minut wlokłam się wolniej od ślimaka.
  Zaraz, ale czy gadanie do siebie też nie było objawem problemów z psychiką?
  STOP. Ja nie zwariowałam. A to uczucie bycia obserwowanym spowodowane jest zwykłym stresem. Tak, właśnie, to przez stres, którego od jakiegoś czasu nieustannie dostarcza mi ojczym, niemal codziennie przedstawiając mnie facetom, którzy jego zdaniem są idealnymi kandydatami na męża i zięcia. Ciekawa jestem, kogo wybierze dla mnie następnym razem. Jednego mogłam być pewna: będzie to jakiś ważniak, który ma na koncie sukces zawodowy i przynajmniej sześć zer. Innych nie brał pod uwagę, bo przecież właściciel jednej z największych i najbardziej wpływowych firm w kraju nie może sobie pozwolić na to, by jego zięciem został byle kto. Ja mogłam co najwyżej wybrać, który kandydat najbardziej mi odpowiada, chyba że ten przywilej ojczym też mi odbierze i po prostu zeswata mnie z tym, który mu najwięcej zaoferuje. Westchnęłam ciężko.
  A więc wszystko jasne. To stres. Wizyta u psychiatry nie będzie konieczna. Co za ulga.
  Wyprostowałam się i uniosłam kąciki ust w lekkim, wymuszonym uśmiechu. Podobno w ten sposób można było oszukać mózg. Uśmiechasz się i twój umysł odbiera sygnały, że jesteś zadowolona, choć tak naprawdę masz ochotę skoczyć z mostu. Nie, żebym tego chciała, to tylko taki przykład.
  Mijając swoją ulubioną kawiarnię, zatrzymałam się. Potrzebowałam czegoś, co pomogłoby mi odzyskać humor, a nic nie sprawdzało się w takich sytuacjach lepiej niż lody. Weszłam więc do środka, już w progu czując, że mój nastrój się poprawia.
  - Annyeonghaseyo! - Rzuciłam w kierunku znajomego sprzedawcy. Spojrzał na mnie i jego usta rozciągnęły się w serdecznym uśmiechu.
  - Sunhee-sshi! Dawno cię u nas nie było - mruknął z zaczepną pretensją w głosie. Podeszłam do lady i postawiłam torby z zakupami obok swoich nóg.
  - Byłam tutaj cztery dni temu - odparłam rozbawiona. Cztery dni to chyba nie tak dużo?
  - Kiedyś bywałaś tutaj codziennie - odgryzł się.
  Kiedyś mieszkałam naprzeciwko, pomyślałam i odruchowo wyjrzałam przez nieskazitelnie czyste, ogromne okno na budynek po drugiej stronie ulicy. Przytulne mieszkanie wystarczało mi i mojej mamie. Mimo że mogłyśmy pozwolić sobie na coś większego, nie chciałyśmy się przeprowadzać. Mała powierzchnia trzymała nas blisko siebie, sprawiała, że spędzałyśmy ze sobą większość czasu, nawet wtedy, gdy nie miałyśmy ochoty na swoje towarzystwo. Jednak kiedy miałam trzynaście lat, mama poznała Dongwoona, a zaledwie rok później został moim ojczymem i przeprowadziłyśmy się do jego ogromnego domu. Od tamtej pory znacznie się z mamą oddaliłyśmy, mimo że obie starałyśmy się do tego nie dopuścić. Na moje dwudzieste urodziny ojczym sprezentował mi własny luksusowy apartament w bogatszej części miasta. Nie mogłam nie przyjąć takiego prezentu, chociaż miałam na to ogromną ochotę.
  - Chcesz to, co zwykle? - Z zamyślenia wyrwał mnie głos sprzedawcy. Uśmiechnęłam się, z powrotem odwracając w jego stronę i pokiwałam żywo głową. Podczas gdy on zabrał się za przygotowywanie mojego ulubionego deseru, ja sięgnęłam do torebki po portfel. Nie było go w kieszonce, w której zwykle go chowałam.
  Nie było go też w żadnej innej.
  - Gdzie ja go wsadziłam...? - Wymamrotałam, a moje palce coraz bardziej nerwowo przeczesywały zawartość torebki. Przecież dopiero co kupowałam bluzkę. Musiał gdzieś tu być.
  Ale, ku mojemu przerażeniu, nie mogłam go znaleźć.
  - Coś nie tak? - Podniosłam wzrok na sprzedawcę, który postawił gotowy deser na ladzie.
  - Nie, po prostu... - Urwałam, czując jak coś szturcha mnie delikatnie w bok. Odwróciłam się i zobaczyłam jakiegoś chłopczyka, wpatrującego się we mnie wielkimi, ciemnymi oczami. Wyglądał na jakieś siedem, może osiem lat. Już otwierałam usta, by zapytać go, o co chodzi, ale w tej samej chwili wyciągnął w moim kierunku rączkę, w której trzymał jakąś bladoczerwoną karteczkę.
  - Dla mnie...? - Zapytałam, nie bardzo wiedząc, co zrobić. Chłopczyk pokiwał głową, więc wzięłam kawałek papieru, a on natychmiast odwrócił się i pospiesznie wyszedł z kawiarni. Uniosłam brwi, rzucając sprzedawcy zdziwione spojrzenie. Nagle rozległa się jakaś wesoła melodyjka, wyrywając mnie ze stanu zaskoczenia.
  - Och, mianhaeyo, to ważny telefon - rzucił mój znajomy i poszedł na zaplecze, odbierając połączenie. Zostałam sama, trzymając w ręce tajemniczą karteczkę, złożoną w idealny kwadracik, nie mając pojęcia, gdzie zapodziałam portfel i w dodatku znowu czując na sobie czyjś wzrok. Rozejrzałam się, choć z góry wiedziałam, że to bezcelowe. Przecież to tylko objaw nadmiaru stresu.
  Skupiłam się więc na karteczce, nabierając odrobinę powietrza do policzków. Nie wiedzieć czemu, bałam się sprawdzić, co to jest. Coś jakby moja kobieca intuicja nagle się odezwała, podpowiadając mi, bym po prostu to wyrzuciła i o wszystkim zapomniała. Z drugiej strony pojawiła się ciekawość, która z uporem odganiała obawy. Zebrałam się w sobie, wstrzymałam oddech i rozłożyłam karteczkę. Moim oczom ukazało się schludne, eleganckie pismo:
      "Sprawdź torbę z miętową bluzką.
      PS. Beżowa bardziej by ci pasowała."
  W pierwszym odruchu zamarłam, czując jak krew odpływa mi z twarzy. Miałam wrażenie jakby cały świat ucichł, zniknął, przestał mieć jakiekolwiek znaczenie. W moim umyśle zapanował istny chaos, jedna myśl goniła drugą, a ja nie byłam w stanie nad tym zapanować. Zakręciło mi się w głowie, automatycznie więc oparłam się ręką o ladę. To nie przez stres.
  Naprawdę ktoś mnie obserwował.
  Spojrzałam na torbę, w której schowana była moja nowa, miętowa bluzka. Miałam wrażenie, że minęły wieki, zanim zdołałam zmusić się do sięgnięcia po nią. Co w niej było? Czy mój prześladowca coś do niej wrzucił? Wzięłam głęboki wdech i wydech, aby uspokoić swój płytki oddech. Znowu coś we mnie krzyczało, żeby nie zaglądać do środka. To przecież mogło być coś niebezpiecznego.
  Mogło, ale nie musiało - wśród emocji, które w tej chwili się we mnie kotłowały, pojawiła się także ciekawość.
  Wsadziłam ostrożnie rękę do torby, wyczuwając delikatny materiał bluzki i...
  Mój portfel.

*Yongguk*
  Jako że miałem dzisiaj dobry humor, postanowiłem zabrać chłopaków na ciepły posiłek do mojej ulubionej knajpy. Ciężko było znaleźć jakiegoś godnego zaufania współpracownika, który mógłby podczas naszej nieobecności obserwować nasz cel, ale nie było to niemożliwe. Chociaż może miałem lekkie wątpliwości czy powinienem powierzać to zadanie komuś spoza naszej grupy...
  Jednak kiedy już oznajmiłem chłopakom, że stawiam im kolację i zobaczyłem ich radość, głupio było się z danego słowa wycofywać. Doprawdy, cieszyli się jak małe dzieci na wieść o wycieczce do zoo, jeśli nie bardziej. Pocieszne bachory. Przez całą drogę w samochodzie panował taki hałas, jakbym wiózł przedszkole. O odrobinę zbyt bogatym słownictwie. Nawet więcej niż odrobinę. Ciekawe, kto ich nauczył takich wyrazów? Nawet ja na co dzień nie używałem takiej ilości wulgaryzmów, cholera.
  Kiedy więc zamówiliśmy jedzenie, byłem prawie w stu procentach pewien, że udało mi się ich udobruchać po moim dzisiejszym wyskoku. Wcześniej byli na mnie lekko wkurzeni, ale odkąd wyjechaliśmy z naszej siedziby, wszystko zdawało się wrócić do normy. Jednak kiedy już miałem zabrać się za parującą porcję ramen, okazało się, że jednak nie do końca.
  - Nie powinieneś był tego robić, hyung - powiedział Youngjae, który siedział naprzeciwko mnie. Spojrzenia wszystkich zwróciły się w jego i moim kierunku. Dlaczego musiał o tym mówić akurat teraz? Nie mógł przynajmniej poczekać aż zjemy? Dlaczego w ogóle po prostu nie zostawimy tego w spokoju?
  - Ale zrobiłem. Czasu nie cofniemy - odparłem spokojnie, krzyżując z nim spojrzenia. Byłem liderem naszej grupy, on był mózgiem. Nasze dyskusje były normą. Jednak tym razem reszta wydawała się być bardziej zainteresowana niż zwykle. Przy naszym stole nagle zapadła cisza. No, nie do końca, bo Daehyun, w przeciwieństwie do nas, siorbał sobie ramen w najlepsze.
  - Dlaczego? - Spytał poważnym tonem, zupełnie innym od tego radosnego, żartobliwego, którym jeszcze przed chwilą przedrzeźniał naszego maknae.
  "Dobre pytanie" - przemknęło mi przez myśl. Nie miałem pojęcia, co mnie podkusiło, żeby napisać do niej tą wiadomość. Wiedziałem, że robiąc to dużo ryzykuję. Cel wiedział, że jest obserwowany. Mógł zacząć stwarzać problemy. Mógł próbować uciec, pójść na policję. A wtedy wszystko szlag by trafił. Ale to mnie nie powstrzymało. Uległem pokusie. Po co? Żeby zobaczyć jej minę, sprawdzić, co zrobi, jak zareaguje; nie mam bladego pojęcia. Po prostu to zrobiłem.
  - Dlaczego, hyung? - Powtórzył dobitniej, najwyraźniej zirytowany, że nie odpowiedziałem. Trudno mi było skupić się na rozmowie, kiedy wokół unosił się tak smakowity zapach. Od rana nie miałem niczego w ustach. Westchnąłem zrezygnowany.
  - Nie możemy porozmawiać o tym później? Po prostu delektuj się posiłkiem - powiedziałem niewzruszonym tonem. Nie czekając na jego odpowiedź, zabrałem się za jedzenie. Wydałem z siebie pomruk zadowolenia, kiedy moje wygłodniałe kubki smakowe rozpoznały cudowny smak ramen. Czułem na sobie uważny wzrok Youngjae, tak samo jak i ukradkowe spojrzenia reszty chłopaków. Co sobie o mnie myśleli? Czyżbym aż tak ich rozczarował? Przez taką błahostkę?
  - Szef nas zabije, kiedy się o tym dowie - odezwał się Himchan, siedzący obok mnie. Zerknąłem na niego, przełykając jedzenie.
  - Jeśli się o tym dowie - mruknąłem, wyraźnie akcentując pierwsze słowo. Chyba jednak nie było to zbyt pocieszające, przynajmniej tak mi podpowiadał ponury wzrok Himchana.
  - Prędzej czy później na pewno do tego dojdzie - stwierdził Youngjae. Wyprostowałem się i przyjrzałem się każdemu po kolei. Gdzie się podziała ich energia i radość ze wspólnego posiłku? Pięć par ciemnych oczu wpatrywało się we mnie, jakby na coś czekając.
  - Mianhae, chłopaki - rzuciłem, należało im się. Niech cieszą się chwilą, bo nie często mam okazję, żeby ich za coś przepraszać. - Zajmę się tym, obiecuję.  Biorę to na siebie. Wy w ogóle nie zawracajcie sobie tym głowy. Róbcie to, co robiliście do tej pory. Wiecie, że was nie zawiodę.
  Nie odezwali się, ale atmosfera wyraźnie się rozluźniła, a chłopaki zabrali się łapczywie za swoje ramen. Nawet Youngjae, słysząc moje słowa, wyraźnie się uspokoił. Cholera, gdybym tylko mógł mieć pewność, że naprawdę ich nie zawiodę. Naszym zadaniem było pilnować jej bez ujawniania się. Złamałem najważniejszą zasadę. Były niewielkie szanse, że Szef przymknie na to oko. Ale tym będę martwić się później.
  - Żałujcie, że nie widzieliście jej miny - zaśmiał się Daehyun, całkowicie naprawiając nastrój. - Wyglądała jakby zaraz miała zejść na zawał. To było coś takiego. - W tym momencie zaprezentował chłopakom minę, która nijak nie miała się do rzeczywistości. Ale nie poprawiłem go, tylko uśmiechnąłem się rozbawiony. Jednocześnie w mojej głowie pojawił się jej prawdziwy obraz z tamtej chwili: szeroko otwarte, błyszczące, brązowe oczy, lekko rozchylone, pełne wargi, pociągnięte błyszczykiem, blade, nieskazitelne policzki i te niesforne, lekko zakręcone kosmyki włosów, opadające na jej drobne ramiona.
  W ogóle się nie zmieniła. Wyglądała tak samo niewinnie, jak osiemnaście lat temu, kiedy pod moim czujnym, pięcioletnim okiem goniła motyle, ubrana w czerwoną sukieneczkę, wspaniale kontrastującą z jej jasną karnacją.

*Sunhee*
  Wchodząc do mieszkania, zamknęłam za sobą drzwi i kilkakrotnie nerwowo sprawdziłam czy aby na pewno nie są otwarte. Byłam zmęczona, choć tak naprawdę nie robiłam nic, co mogłoby mnie wyczerpać. Wracałam z kawiarni powoli, mimo że jakiś piskliwy głosik w mojej głowie nalegał, bym rzuciła się biegiem. Miałam wrażenie, że moje nogi są z ołowiu, ich ciężar nie pozwalał mi przyśpieszyć, próbować uciec przed prześladowcą.
  Choć z drugiej strony - czy w ogóle był sens uciekać? Skoro mnie obserwował, na pewno wiedział, gdzie mieszkam. Prawdopodobnie znał każde miejsce, do którego mogłabym się udać. Prędzej czy później by mnie odnalazł. I kto wie, co potem by ze mną zrobił?
  A skąd mam wiedzieć, co teraz planuje ze mną zrobić? Czułam się jak bezbronne zwierzę na otwartej, pustej przestrzeni w obliczu czającego się drapieżnika. Żadnej kryjówki. Żadnej pewnej drogi ucieczki. Całkowita niemoc i pełne psychicznych męczarni oczekiwanie na ruch napastnika. Zrobi to szybko, bezboleśnie czy będzie się mną bawić, póki nie padnę z wycieńczenia?
  Chwiejnym, niepewnym krokiem przemierzyłam salon, chcąc jak najszybciej dostać się do swojej sypialni, gdzie planowałam schować się pod kołdrą, w nadziei, że dzięki temu stanę się niewidzialna, a co za tym idzie - całkowicie bezpieczna. Jednak gdy przekroczyłam próg pokoju, owa nadzieja prysnęła, niczym bańka mydlana, a ja bez sił osunęłam się na skraj łóżka.
  Dopiero tutaj, w moim własnym pokoju, zdałam sobie sprawę, w jak beznadziejnym położeniu jestem. Byłam obserwowana. Przestraszona. Nie miałam pojęcia, co robić. Jak się zachować? Gdybym wiedziała, z kim mam do czynienia, byłoby łatwiej. Gdybym posiadała chociaż minimum informacji. Od jak dawna mnie śledzi, czego chce, czy to zwykły niezbyt niebezpieczny zboczeniec, czy raczej groźny szaleniec, który jest gotowy skrzywdzić moich bliskich, gdybym tylko zaczęła rozrabiać?
  Zmusiłam się do zapanowania nad płytkim oddechem, drżeniem rąk. Oczy piekły mnie od nagromadzonych łez. Na początek muszę się uspokoić. Wtedy na pewno wymyślę jakieś rozwiązanie.
  Za drzwiami rozległ się dzwonek mojej komórki, znajdującej się w torebce, którą zostawiłam gdzieś po drodze do sypialni. Słyszałam go wyraźnie. Chciałam się dźwignąć, wyprostować, wyjść ze swojego pokoju i odebrać telefon. Jednak zamiast postąpić w ten sposób, skuliłam się jedynie na miękkim materacu i zacisnęłam powieki. Dźwięk zaczął się jakby oddalać, zamazywać, aż w końcu przestał do mnie docierać. Czułam ciepłe łzy, spływające mozolnie po mojej twarzy na delikatną pościel.

1 komentarz:

  1. No ciekawie się zapowiada :D A tak w ogóle, to dlaczego ten BANG YONGGUK ma kolczyki?? :D

    OdpowiedzUsuń