poniedziałek, 4 listopada 2013

IV. "Kolejna wiadomość - uwierzyć czy nie ufać?"

*Sunhee*
     Mały zegarek, wyróżniający się swoją ostrą, czerwoną barwą wśród reszty stonowanych kolorystycznie mebli, przez ostatnie cztery dni tykał przeraźliwie głośno. Siedząc na łóżku z podciągniętymi kolanami pod samą brodę, obejmując rękoma łydki, wpatrywałam się tępo w bladofioletową ścianę naprzeciwko mnie. Minęły cztery dni. A więc dziewięćdziesiąt sześć godzin. Pięć tysięcy sześćdziesiąt minut. Trzysta czterdzieści pięć tysięcy sześćset sekund.
     A ja wciąż nic nie wymyśliłam.
     Udało mi się przynajmniej uspokoić. Obserwowałam swój rytmiczny, głęboki oddech, jakby za chwilę znów mógł niespodziewanie spłycić się, nabrać niezdrowego tempa. Ręce już mi nie drżały, choć od czasu do czasu, gdy przez zwykłą nieuwagę pozwalałam swoim myślom wybiec za daleko, wyczuwałam nieprzyjemne mrowienie w opuszkach palców. Byłam spokojna.
     Ale nadal nie wpadłam na żadne rozwiązanie.
     Od czterech dni nie wychodziłam z domu. Może mój prześladowca się mną znudzi? Ot tak, zostawi mnie w spokoju, bo zmęczy się czekaniem? To zależy, czego chciał. Pieniędzy? Nie, gdyby mu chodziło o forsę, już dawno by się o nią upomniał. A może poluje na kasę mojego ojczyma? Jednak to było bez sensu. Pieniądze to pieniądze, przestępcy na pewno by nie interesowało, czy pochodzą one z mojego konta, czy sejfu Dongwoona. A więc co...?
     Nie odbierałam telefonów. Co jeśli założył mi podsłuch? Jedyne, co wymyśliłam to to, aby jak najbardziej uprzykrzyć mu obserwowanie mnie. Chce sobie posłuchać moich rozmów? Nic z tego. Gdzieś w głębi mojej podświadomości pojawiły się także podejrzenia, że w moim apartamencie są zainstalowane ukryte kamery, ale z jakichś powodów unikałam tej myśli jak ognia. Zresztą, nawet jeśli to była prawda, z pewnością nie byłam zbyt zabawnym obiektem obserwacji przez ostatnie cztery dni.
    Czułam się całkowicie pozbawiona energii, mimo że spałam przez większość czasu. Nie miałam apetytu, nie chciało mi się nawet pić, co zupełnie do mnie nie pasowało, bo zazwyczaj wypijałam przynajmniej jedną, półtoralitrową butelkę wody mineralnej dziennie. Miałam wrażenie, jakby wyparowały ze mnie całe zapasy pozytywnych emocji. Nie potrafiłam myśleć o niczym innym, oprócz o fakcie, że ktoś mnie śledzi. Ale nawet pomimo tych często kilkugodzinnych zastanowień, nadal tkwiłam w tym samym punkcie.
     Tykanie zegarka zostało niespodziewanie zagłuszone przez dzwonek. Wzdrygnęłam się zaskoczona i przestraszona jednocześnie, moje serce stanęło na chwilę, by zaraz potem zacząć bić w niezdrowo szybkim tempie. Ale poza tym nawet nie drgnęłam.
     Kto...? Może mój prześladowca w końcu zdecydował się, czego chce i przyszedł przedstawić mi swoje żądania? Albo raczej wysłał swoich goryli, żeby zrobili to za niego i przy okazji mnie nastraszyli? Może dostali rozkaz, aby mnie pomęczyć trochę fizycznie, żeby nie przyszło mi na myśl próbować żadnych sztuczek? Co, jeśli nie podoba mu się moje zachowanie i postanowił skopać mi odrobinę tyłek, żeby mnie rozruszać?
     Zacisnęłam powieki, odganiając te okropne myśli, zanim wyobraźnia zdążyła wkroczyć do akcji. To przecież może być ktoś zupełnie inny; ktoś, kto nie ma żadnego powiązania z moim prześladowcą; ktoś, kto najzwyczajniej w świecie zaniepokoił się moją nieobecnością... Nie dowiem się, jeśli nie sprawdzę, prawda? Tajemnicza osoba ponownie nacisnęła włącznik dzwonka.
     Zmusiłam się do zejścia z łóżka i otworzenia drzwi sypialni. Wyjrzałam przez szparę, bo nie wykluczałam możliwości, że mój niespodziewany gość jakimś sposobem pokonał wszystkie zabezpieczenia i dostał się do środka. Nikogo nie było. Poczułam lekką ulgę. Nieświadomie starając się poruszać jak najciszej, przemierzyłam na palcach duży salon połączony z kuchnią, kierując się w stronę drzwi wejściowych. Wstrzymałam oddech, kiedy z rosnącą obawą odsłoniłam judasza i zbliżyłam do niego oko, aby spojrzeć na zewnątrz.
     Ani jednej żywej duszy. Pusto. Odetchnęłam z ulgą.
     Miałam już się wycofać, powrócić do swojej sypialni i znów pogrążyć się w prowadzących donikąd rozmyślaniach, ale wtedy coś przyciągnęło moją uwagę. Na korytarzu, na podłodze... coś tam leżało. Znajomy kolor niewielkiego przedmiotu sprawił, że wzdłuż mojego kręgosłupa spłynął nieprzyjemny dreszcz, wywołując u mnie gęsią skórkę. Mogłam po prostu to zignorować, ale takie zachowanie równałoby się z dalszym tkwieniem w mieszkaniu, niczym w więzieniu. Chociaż, nawet gdybym to podniosła, nie miałam gwarancji, że w mojej sytuacji coś się zmieni.
     Ale, jeśli jednak...?
     Drżącymi rękoma otworzyłam wszystkie zamki, po czym powoli, ostrożnie uchyliłam drzwi. Po sprawdzeniu czy w korytarzu rzeczywiście nikogo nie ma, spuściłam wzrok. Niewielki, bladoczerwony kwadracik czekał, aż go podniosę z chłodnej podłogi. Odetchnęłam głęboko, powietrze ciężko wpłynęło do moich płuc, a później niepewnie je opuściło. Pochyliłam się i wzięłam karteczkę, po czym, nie panując nad sobą, szybko zatrzasnęłam drzwi. Dopiero, kiedy ostatni zamek załapał, zdołałam się uspokoić.
     Podniosłam lekko pogniecioną przeze mnie karteczkę na wysokość oczu. No dobra. Nie ma co przeciągać. Prędzej czy później i tak będę musiała to przeczytać. Lepiej mieć to za sobą. Niespiesznie przeszłam do kuchni. Ostatnim razem omal się nie przewróciłam, wolałam więc na wszelki wypadek usiąść na jednym z wysokich krzeseł przy podłużnym stole. Przygryzając nerwowo wnętrze policzka, zmusiłam swoje dłonie do rozłożenia karteczki. Na początku mój wzrok przesunął się tępo po eleganckim piśmie, nie rozpoznając ani jednej literki, dopiero za drugim razem udało mi się skupić i przeczytać wiadomość, która tym razem była dłuższa niż poprzednio.
     "Nie stanowimy dla ciebie zagrożenia, tylko cię przed nim chronimy. Więc skończ z tym strajkiem głodowym, bo się wykończysz. Pij więcej wody. Przestań się chować."
     Wiedziałam, że bezpieczniej będzie usiąść. Było jeszcze post scriptum, w którym autor liściku kazał mi sprawdzić parę dziwacznych rzeczy, takich jak "oko Kłapouchego". Wpatrywałam się w kartkę, nie wiedząc jak zareagować.

1 komentarz:

  1. Łaaał :D Chybabym tam padła, jakby mi przyszedł taki liścik. o.0 Wyprowadziłabym się stamtąd, albo do kogoś poszła, bo skąd ma wiedzieć gdzie są te kamerki i czy np. nie w łazience? XD

    OdpowiedzUsuń