sobota, 16 listopada 2013

VI. "Chcę wiedzieć o niej wszystko"

DAEHYUN~

Słowniczek:
yah - coś jak "ej".
-ie; -ah - zwracając się do kogoś młodszego lub w tym samym wieku, można użyć tych końcówek przy imieniu danej osoby (np. Yongguk -> Yonggukie, Youngjae - Youngjae-ah).
mianhae - "przepraszam" w koreańskim języku nieformalnym.
cheongmal - "bardzo".
hyung - chłopak zwraca się tak do swojego starszego brata lub starszego, bliskiego mu kolegi.

*Sunhee*
     Wyrzucenie wszystkich tych cholernych kamerek przez okno pozwoliło mi się wyżyć i sprawiło, że moje myśli w końcu w jakiś sposób się oczyściły. Wcześniej miałam wrażenie, jakby w mojej głowie zapanował jakiś zastój, nie mogłam ruszyć z miejsca, wymyślić czegoś, wciąż wałkowałam w kółko jedno i to samo - teraz znów mogłam poczuć, jak mój umysł nabiera rozpędu, odzyskuje swą jasność.
     Więc to nie był prześladowca, tylko ochroniarz. A właściwie - ochroniarze. Cóż, fajnie wiedzieć. Szkoda, że dopiero teraz się o tym dowiaduję. Ale, skąd oni się wzięli? Kto ich wynajął? Istniała tylko jedna możliwa odpowiedź, ale mimo wszystko jakoś trudno mi było uwierzyć, że mój ojczym aż tyle o mnie myślał, żeby zapewnić mi ochronę. Domyślałam się, że mama go do tego namówiła.
     Tylko dlaczego, do jasnej cholery, nic mi nie powiedzieli? Najchętniej wstałabym teraz i pojechała prosto do ich domu. Problem polegał na tym, że ich tam nie było. Od kilku dni znajdowali się na jakiejś tropikalnej wyspie, a wrócić mieli dopiero za miesiąc. Uprzedzili mnie też, że mają zamiar wyłączyć swoje komórki, bo w innym wypadku ojczym zapewne spędziłby całe wakacje odbierając telefony od swoich współpracowników. Więc jedyne, co mogłam zrobić, to czekać aż mama sama postanowi się ze mną skontaktować.
     Westchnęłam ciężko, próbując zrozumieć, co kierowało moimi rodzicami. Po co mi ochrona? Przecież do tej pory świetnie sobie bez niej radziłam! I dlaczego, do cholery, nie raczyli mnie powiadomić, że od teraz będę pilnowana? Zresztą, powinni jeszcze przed wynajęciem ochroniarzy poinformować mnie o swoich zamiarach, podając przy tym naprawdę dobry powód! Powinni to ze mną przedyskutować, zapytać mnie o zdanie... W końcu dotyczyło to bezpośrednio mojej osoby, więc czy nie powinnam mieć głosu w tej sprawie?
     Wstałam z łóżka, zamierzając pójść do kuchni po butelkę wody, bo nagle poczułam okropną suchość w gardle. Jednak w momencie, w którym otworzyłam drzwi sypialni, w mieszkaniu rozległ się dzwonek.
     Oh, czyżby kolejna niespodziewana wiadomość od moich goryli? A może tym razem, zamiast bawić się w wysyłanie mi liścików, zdecydowali się po prostu przyjść i stanąć ze mną twarzą w twarz?
     Zaskoczyła mnie moja nagła pewność siebie i zupełny brak strachu. Najzwyczajniej w świecie przestałam się bać. Nie było przyśpieszonego bicia serca, nie było drżenia rąk, dreszczy, niczego. Byłam całkowicie spokojna. No dobra, może nie tak całkowicie, bo wciąż buzowała we mnie złość, ale nie wyłapałam za to żadnych objawów lęku, które przecież uparcie męczyły mnie przez ostatnie cztery dni.
     Ktoś wyraźnie zniecierpliwiony zrezygnował z dzwonka i zapukał kilkakrotnie. Przy czym wyraz "zapukał" jest ogromnym niedopowiedzeniem, bo, słysząc te dudniące odgłosy, miałam wrażenie jakby użyto do tego nóg, zamiast rąk.
     Skierowałam się pospiesznie do drzwi, po czym bez wahania odblokowałam wszystkie zamki. Już miałam nacisnąć klamkę i zobaczyć, kto się tak dobija, kiedy mój gość niespodziewanie wtargnął do ośrodka, o mało nie rozbijając mi przy tym nosa.
     - YAH! HAN SUNHEE! MASZ TOTALNIE PRZERĄBANE, PRZYSIĘGAM! - Usłyszałam kobiecy głos, jeszcze zanim moje spojrzenie wylądowało na jego właścicielce. Ciemne włosy mojej najlepszej przyjaciółki były lekko potargane, jakby zbierała się w pośpiechu, a jej odrobinę zbyt płytki oddech upewnił mnie, że biegła. Gdyby wzrokiem można było zabijać, prawdopodobnie byłabym już trupem. A jednak, wśród całej tej złości, wyłapałam w jej dużych oczach także zaniepokojenie.
     - Mirea-ah...
     - Ty! - wypaliła, przerywając mi i wycelowała palcem prosto w mój nos, przez co mimowolnie zrobiłam zeza, patrząc na jego czubek. - Niewdzięczny dzieciaku! Nie ma mnie ledwie półtora tygodnia, a ty pakujesz się w kłopoty! Co się znowu stało?!
     - "Znowu"? Jakie "znowu"? - spytałam, unosząc brwi i przenosząc wzrok z wskazującego na mnie palca na jej zarumienioną twarz. Brązowe, duże oczy patrzyły prosto na mnie, jakby domagając się wyjaśnień. Naprawdę zafrasowało mnie to durne "znowu". Tak jakbym bez przerwy sprawiała problemy. I jeszcze ten "dzieciak". - Poza tym, jesteśmy w tym samym wieku!
     - Ja jestem starsza! - odparła, cała się jeżąc i w końcu zabrała rękę sprzed mojego nosa.
     - Ha! Wybacz, zapomniałam - fuknęłam, mrużąc oczy - urodziłaś się jeden durny miesiąc przede mną.
     Zapadło milczenie. Tuż po tym, jak dane mi było słuchać jej podniesionego głosu, cisza wydawała się wręcz przytłaczająca. Wpatrywałyśmy się w siebie nawzajem ze złością. W normalnej sytuacji, zamiast z nią dyskutować, pozwoliłabym jej się po prostu wykrzyczeć, ale wciąż byłam nabuzowana sprawą ochrony i najzwyczajniej w świecie nie zdołałam powstrzymać swojego ataku gniewu. Zbyt długo siedziałam cicho. Natomiast w jej przypadku taka wybuchowość była jak najbardziej normalna. Nie była osobą, tłumiącą swoje emocje. W przeciwieństwie do mnie, wolała je z siebie wyrzucić, zamiast w sobie chować.
     W końcu Mirae poddała się jako pierwsza, wzdychając ciężko i kierując się do kuchni. Zamknęłam drzwi i podążyłam za nią, patrząc jak jej długie do ramion, ciemnobrązowe włosy lekko podskakują przy każdym kroku.
     - Masz pojęcie, jak bardzo się martwiłam? - odezwała się w końcu, odwracając w moją stronę. Jej oczy błyszczały teraz szczerym niepokojem, a kształtne usta zadrżały lekko. Aż kusiło mnie, by jej odpowiedzieć, że niepotrzebnie, bo tak się składa, że moi wspaniałomyślni rodzice załatwili mi ochronę, nawet nie racząc mnie o tym zawiadomić.
     - Mianhae, Mirae-ah - szepnęłam tylko, bo sparaliżowała mnie ta ogromna troska, z jaką na mnie patrzyła.
     - Sunhee, przez ostatnie cztery dni dzwoniłam do ciebie milion razy. Zostawiłam ci z tysiąc wiadomości. Wysłałam ze sto esemesów - powiedziała z wyraźną naganą w głosie.
     Dobra, możecie myśleć, że przesadza, bo w końcu to były tylko cztery dni. Ale fakt, że od jakichś pięciu lat poświęcałyśmy sobie przynajmniej trzy godziny dziennie chyba jest jakimś wytłumaczeniem, prawda? Poza tym, Mirae była panikarą, wszystko zawsze okropnie przeżywała, a do tego miała bujną wyobraźnię, dzięki której zawsze wyobrażała sobie najgorsze scenariusze.
     - Mianhae - powtórzyłam, spuszczając wzrok. Czułam się naprawdę przybita tym, że przez swoją głupotę tak bardzo ją zaniepokoiłam. W dodatku, kiedy akurat była na służbowym wyjeździe. - Cheongmal mianhae.
     - Oh, chodź tutaj - jęknęła, podchodząc do mnie i zagarnęła mnie w swoje ramiona, przytulając mocno.
     Odetchnęłam głęboko, obejmując równą mi wzrostem przyjaciółkę. Minęło półtorej tygodnia od naszego ostatniego spotkania, nie mogło się więc obejść bez tej czułości. Poza tym, nie kontaktowałyśmy się przez cztery dni, co nigdy dotąd nam się nie zdarzyło. Bo, jak już wspomniałam, nie było ani jednego dnia, w którym byśmy ze sobą nie rozmawiały.
     Niespodziewanie mój żołądek postanowił wtrącić swoje trzy grosze. Zmarszczyłam brwi z niezadowoleniem. Dopiero teraz odczułam skutki czterodniowego głodowania. Miałam wrażenie, jakby moje wnętrzności miały się wywrócić na drugą stronę z głodu.
     - No dobra - mruknęła Mirae pobłażliwie, rozluźniając uścisk i odsuwając się lekko. - Skoro tak ładnie prosisz, przygotuję ci coś dobrego. A ty w tym czasie opowiesz mi, co się stało.

*Daehyun*
     Skopanie tyłka Youngjae sprawiło, że zgłodniałem. Chociaż w sumie nie zużyłem na to zbyt wiele energii, bo widząc jak czwórka moich współlokatorów rzuca się na niego i przygniata go do podłogi, uznałem, że wycierpiał już wystarczająco dużo i nieco mu odpuściłem. Nie często się zdarzało, żebym był tak dobroduszny, ale mając świadomość, że leżało na nim około dwustu pięćdziesięciu kilo żywej masy... tak, to już samo w sobie było wystarczająco bolesną karą.
     Otworzyłem lodówkę i w zwyczajnym odruchu sięgnąłem na najniższą półkę, żeby odsunąć stojące w kącie kartony z mlekiem.
     YEY~! Kąciki ust mimowolnie uniosły mi się w radosnym uśmiechu, kiedy okazało się, że schowany tam przeze mnie ostatni kawałek sernika jest nietknięty. Może jednak Youngjae nie zasłużył na aż tak okrutną karę... Trudno. Na przyszłość zapamięta sobie, żeby nie robić takich głupich żartów na temat mojego sernika. No i mojej twarzy, oczywiście. Że niby to ja na niego nie zasługuję? Że niby nie jestem wystarczająco przystojny? Pff! Co jak co, ale w naszym związku zdecydowanie to ja stanowiłem tą ładniejszą połówkę.
     Wziąłem ciasto, wyciągnąłem łyżeczkę, po czym wpakowałem sobie do ust pierwszy kawałek deseru. Oczywiście, nie potrafiłem przy tym powstrzymać się od głośnego pomruku rozkoszy. Dar bogów. Raj dla kubków smakowych. Ósmy cud świata. Gdybym miał trafić na bezludną wyspę i mógł zabrać ze sobą tylko trzy rzeczy, nie zastanawiałbym się długo - wziąłbym trzy serniki. Albo trzy ciężarówki wypełnione tym wspaniałym przysmakiem. Jeden kęs wystarczył, by poprawić mi humor po tym pechowym dniu.
     Rozkoszując się słodkim deserem, pomaszerowałem do "centrali", gdzie siedział Yongguk z Jongupem. Nawet na mnie nie spojrzeli, kiedy otworzyłem drzwi mocnym kopniakiem.
     - Co jest? - spytałem, podchodząc do nich i podnosząc wzrok na monitor. Zobaczyłem siedzącą przy stole Sunhee i jeszcze jedną dziewczynę, której twarzy nie widziałem, bo odwróciła się tyłem do kamery.
     - Sunhee ma gościa - mruknął Yongguk, nie racząc mnie swoim spojrzeniem.
     - Kto to? - Zmrużyłem lekko oczy, lustrując sylwetkę nieznanej mi kobiety. Miała świetną figurę. Nie była przeraźliwie chuda, tak jak większość dzisiejszych dziewczyn. Zamiast przypominać cienką tyczkę, była raczej niska i zaokrąglona w odpowiednich miejscach. Posiadała idealne wręcz proporcje.
     - Nie wiem, widzę ją pierwszy raz - odparł hyung spokojnie. - Ale sprawiają wrażenie, jakby były sobie bliskie.
     W tej chwili kobieta odwróciła się i poczułem jak kawałek sernika staje mi w gardle.
     To było to bezczelne babsko, które wcześniej na mnie wpadło! Zagotowało się we mnie, kiedy w głowie zabrzmiał mi ten jej irytujący głosik wrzeszczący z wkurzającą pewnością siebie "palant!". Zacisnąłem pięść, przełykając ciasto. Nie pozwolę, żeby obrażanie mnie uszło jej na sucho.
     - Yah, Jongupie! Masz pół godziny na dowiedzenie się, co to za krowa - wycedziłem, patrząc ze złością na koleżankę Sunhee. - Chcę wiedzieć o niej wszystko. Jak się nazywa, gdzie mieszka, z kim mieszka, czy ma rodzinę, chłopaka, męża, dzieci, zwierzęta, pchły... wszystko.

1 komentarz:

  1. "Czy ma pchły" XD heh. Kiedy kolejny rozdział? Ja wciąż czekam! ;)

    OdpowiedzUsuń