sobota, 16 listopada 2013

VI. "Chcę wiedzieć o niej wszystko"

DAEHYUN~

Słowniczek:
yah - coś jak "ej".
-ie; -ah - zwracając się do kogoś młodszego lub w tym samym wieku, można użyć tych końcówek przy imieniu danej osoby (np. Yongguk -> Yonggukie, Youngjae - Youngjae-ah).
mianhae - "przepraszam" w koreańskim języku nieformalnym.
cheongmal - "bardzo".
hyung - chłopak zwraca się tak do swojego starszego brata lub starszego, bliskiego mu kolegi.

*Sunhee*
     Wyrzucenie wszystkich tych cholernych kamerek przez okno pozwoliło mi się wyżyć i sprawiło, że moje myśli w końcu w jakiś sposób się oczyściły. Wcześniej miałam wrażenie, jakby w mojej głowie zapanował jakiś zastój, nie mogłam ruszyć z miejsca, wymyślić czegoś, wciąż wałkowałam w kółko jedno i to samo - teraz znów mogłam poczuć, jak mój umysł nabiera rozpędu, odzyskuje swą jasność.
     Więc to nie był prześladowca, tylko ochroniarz. A właściwie - ochroniarze. Cóż, fajnie wiedzieć. Szkoda, że dopiero teraz się o tym dowiaduję. Ale, skąd oni się wzięli? Kto ich wynajął? Istniała tylko jedna możliwa odpowiedź, ale mimo wszystko jakoś trudno mi było uwierzyć, że mój ojczym aż tyle o mnie myślał, żeby zapewnić mi ochronę. Domyślałam się, że mama go do tego namówiła.
     Tylko dlaczego, do jasnej cholery, nic mi nie powiedzieli? Najchętniej wstałabym teraz i pojechała prosto do ich domu. Problem polegał na tym, że ich tam nie było. Od kilku dni znajdowali się na jakiejś tropikalnej wyspie, a wrócić mieli dopiero za miesiąc. Uprzedzili mnie też, że mają zamiar wyłączyć swoje komórki, bo w innym wypadku ojczym zapewne spędziłby całe wakacje odbierając telefony od swoich współpracowników. Więc jedyne, co mogłam zrobić, to czekać aż mama sama postanowi się ze mną skontaktować.
     Westchnęłam ciężko, próbując zrozumieć, co kierowało moimi rodzicami. Po co mi ochrona? Przecież do tej pory świetnie sobie bez niej radziłam! I dlaczego, do cholery, nie raczyli mnie powiadomić, że od teraz będę pilnowana? Zresztą, powinni jeszcze przed wynajęciem ochroniarzy poinformować mnie o swoich zamiarach, podając przy tym naprawdę dobry powód! Powinni to ze mną przedyskutować, zapytać mnie o zdanie... W końcu dotyczyło to bezpośrednio mojej osoby, więc czy nie powinnam mieć głosu w tej sprawie?
     Wstałam z łóżka, zamierzając pójść do kuchni po butelkę wody, bo nagle poczułam okropną suchość w gardle. Jednak w momencie, w którym otworzyłam drzwi sypialni, w mieszkaniu rozległ się dzwonek.
     Oh, czyżby kolejna niespodziewana wiadomość od moich goryli? A może tym razem, zamiast bawić się w wysyłanie mi liścików, zdecydowali się po prostu przyjść i stanąć ze mną twarzą w twarz?
     Zaskoczyła mnie moja nagła pewność siebie i zupełny brak strachu. Najzwyczajniej w świecie przestałam się bać. Nie było przyśpieszonego bicia serca, nie było drżenia rąk, dreszczy, niczego. Byłam całkowicie spokojna. No dobra, może nie tak całkowicie, bo wciąż buzowała we mnie złość, ale nie wyłapałam za to żadnych objawów lęku, które przecież uparcie męczyły mnie przez ostatnie cztery dni.
     Ktoś wyraźnie zniecierpliwiony zrezygnował z dzwonka i zapukał kilkakrotnie. Przy czym wyraz "zapukał" jest ogromnym niedopowiedzeniem, bo, słysząc te dudniące odgłosy, miałam wrażenie jakby użyto do tego nóg, zamiast rąk.
     Skierowałam się pospiesznie do drzwi, po czym bez wahania odblokowałam wszystkie zamki. Już miałam nacisnąć klamkę i zobaczyć, kto się tak dobija, kiedy mój gość niespodziewanie wtargnął do ośrodka, o mało nie rozbijając mi przy tym nosa.
     - YAH! HAN SUNHEE! MASZ TOTALNIE PRZERĄBANE, PRZYSIĘGAM! - Usłyszałam kobiecy głos, jeszcze zanim moje spojrzenie wylądowało na jego właścicielce. Ciemne włosy mojej najlepszej przyjaciółki były lekko potargane, jakby zbierała się w pośpiechu, a jej odrobinę zbyt płytki oddech upewnił mnie, że biegła. Gdyby wzrokiem można było zabijać, prawdopodobnie byłabym już trupem. A jednak, wśród całej tej złości, wyłapałam w jej dużych oczach także zaniepokojenie.
     - Mirea-ah...
     - Ty! - wypaliła, przerywając mi i wycelowała palcem prosto w mój nos, przez co mimowolnie zrobiłam zeza, patrząc na jego czubek. - Niewdzięczny dzieciaku! Nie ma mnie ledwie półtora tygodnia, a ty pakujesz się w kłopoty! Co się znowu stało?!
     - "Znowu"? Jakie "znowu"? - spytałam, unosząc brwi i przenosząc wzrok z wskazującego na mnie palca na jej zarumienioną twarz. Brązowe, duże oczy patrzyły prosto na mnie, jakby domagając się wyjaśnień. Naprawdę zafrasowało mnie to durne "znowu". Tak jakbym bez przerwy sprawiała problemy. I jeszcze ten "dzieciak". - Poza tym, jesteśmy w tym samym wieku!
     - Ja jestem starsza! - odparła, cała się jeżąc i w końcu zabrała rękę sprzed mojego nosa.
     - Ha! Wybacz, zapomniałam - fuknęłam, mrużąc oczy - urodziłaś się jeden durny miesiąc przede mną.
     Zapadło milczenie. Tuż po tym, jak dane mi było słuchać jej podniesionego głosu, cisza wydawała się wręcz przytłaczająca. Wpatrywałyśmy się w siebie nawzajem ze złością. W normalnej sytuacji, zamiast z nią dyskutować, pozwoliłabym jej się po prostu wykrzyczeć, ale wciąż byłam nabuzowana sprawą ochrony i najzwyczajniej w świecie nie zdołałam powstrzymać swojego ataku gniewu. Zbyt długo siedziałam cicho. Natomiast w jej przypadku taka wybuchowość była jak najbardziej normalna. Nie była osobą, tłumiącą swoje emocje. W przeciwieństwie do mnie, wolała je z siebie wyrzucić, zamiast w sobie chować.
     W końcu Mirae poddała się jako pierwsza, wzdychając ciężko i kierując się do kuchni. Zamknęłam drzwi i podążyłam za nią, patrząc jak jej długie do ramion, ciemnobrązowe włosy lekko podskakują przy każdym kroku.
     - Masz pojęcie, jak bardzo się martwiłam? - odezwała się w końcu, odwracając w moją stronę. Jej oczy błyszczały teraz szczerym niepokojem, a kształtne usta zadrżały lekko. Aż kusiło mnie, by jej odpowiedzieć, że niepotrzebnie, bo tak się składa, że moi wspaniałomyślni rodzice załatwili mi ochronę, nawet nie racząc mnie o tym zawiadomić.
     - Mianhae, Mirae-ah - szepnęłam tylko, bo sparaliżowała mnie ta ogromna troska, z jaką na mnie patrzyła.
     - Sunhee, przez ostatnie cztery dni dzwoniłam do ciebie milion razy. Zostawiłam ci z tysiąc wiadomości. Wysłałam ze sto esemesów - powiedziała z wyraźną naganą w głosie.
     Dobra, możecie myśleć, że przesadza, bo w końcu to były tylko cztery dni. Ale fakt, że od jakichś pięciu lat poświęcałyśmy sobie przynajmniej trzy godziny dziennie chyba jest jakimś wytłumaczeniem, prawda? Poza tym, Mirae była panikarą, wszystko zawsze okropnie przeżywała, a do tego miała bujną wyobraźnię, dzięki której zawsze wyobrażała sobie najgorsze scenariusze.
     - Mianhae - powtórzyłam, spuszczając wzrok. Czułam się naprawdę przybita tym, że przez swoją głupotę tak bardzo ją zaniepokoiłam. W dodatku, kiedy akurat była na służbowym wyjeździe. - Cheongmal mianhae.
     - Oh, chodź tutaj - jęknęła, podchodząc do mnie i zagarnęła mnie w swoje ramiona, przytulając mocno.
     Odetchnęłam głęboko, obejmując równą mi wzrostem przyjaciółkę. Minęło półtorej tygodnia od naszego ostatniego spotkania, nie mogło się więc obejść bez tej czułości. Poza tym, nie kontaktowałyśmy się przez cztery dni, co nigdy dotąd nam się nie zdarzyło. Bo, jak już wspomniałam, nie było ani jednego dnia, w którym byśmy ze sobą nie rozmawiały.
     Niespodziewanie mój żołądek postanowił wtrącić swoje trzy grosze. Zmarszczyłam brwi z niezadowoleniem. Dopiero teraz odczułam skutki czterodniowego głodowania. Miałam wrażenie, jakby moje wnętrzności miały się wywrócić na drugą stronę z głodu.
     - No dobra - mruknęła Mirae pobłażliwie, rozluźniając uścisk i odsuwając się lekko. - Skoro tak ładnie prosisz, przygotuję ci coś dobrego. A ty w tym czasie opowiesz mi, co się stało.

*Daehyun*
     Skopanie tyłka Youngjae sprawiło, że zgłodniałem. Chociaż w sumie nie zużyłem na to zbyt wiele energii, bo widząc jak czwórka moich współlokatorów rzuca się na niego i przygniata go do podłogi, uznałem, że wycierpiał już wystarczająco dużo i nieco mu odpuściłem. Nie często się zdarzało, żebym był tak dobroduszny, ale mając świadomość, że leżało na nim około dwustu pięćdziesięciu kilo żywej masy... tak, to już samo w sobie było wystarczająco bolesną karą.
     Otworzyłem lodówkę i w zwyczajnym odruchu sięgnąłem na najniższą półkę, żeby odsunąć stojące w kącie kartony z mlekiem.
     YEY~! Kąciki ust mimowolnie uniosły mi się w radosnym uśmiechu, kiedy okazało się, że schowany tam przeze mnie ostatni kawałek sernika jest nietknięty. Może jednak Youngjae nie zasłużył na aż tak okrutną karę... Trudno. Na przyszłość zapamięta sobie, żeby nie robić takich głupich żartów na temat mojego sernika. No i mojej twarzy, oczywiście. Że niby to ja na niego nie zasługuję? Że niby nie jestem wystarczająco przystojny? Pff! Co jak co, ale w naszym związku zdecydowanie to ja stanowiłem tą ładniejszą połówkę.
     Wziąłem ciasto, wyciągnąłem łyżeczkę, po czym wpakowałem sobie do ust pierwszy kawałek deseru. Oczywiście, nie potrafiłem przy tym powstrzymać się od głośnego pomruku rozkoszy. Dar bogów. Raj dla kubków smakowych. Ósmy cud świata. Gdybym miał trafić na bezludną wyspę i mógł zabrać ze sobą tylko trzy rzeczy, nie zastanawiałbym się długo - wziąłbym trzy serniki. Albo trzy ciężarówki wypełnione tym wspaniałym przysmakiem. Jeden kęs wystarczył, by poprawić mi humor po tym pechowym dniu.
     Rozkoszując się słodkim deserem, pomaszerowałem do "centrali", gdzie siedział Yongguk z Jongupem. Nawet na mnie nie spojrzeli, kiedy otworzyłem drzwi mocnym kopniakiem.
     - Co jest? - spytałem, podchodząc do nich i podnosząc wzrok na monitor. Zobaczyłem siedzącą przy stole Sunhee i jeszcze jedną dziewczynę, której twarzy nie widziałem, bo odwróciła się tyłem do kamery.
     - Sunhee ma gościa - mruknął Yongguk, nie racząc mnie swoim spojrzeniem.
     - Kto to? - Zmrużyłem lekko oczy, lustrując sylwetkę nieznanej mi kobiety. Miała świetną figurę. Nie była przeraźliwie chuda, tak jak większość dzisiejszych dziewczyn. Zamiast przypominać cienką tyczkę, była raczej niska i zaokrąglona w odpowiednich miejscach. Posiadała idealne wręcz proporcje.
     - Nie wiem, widzę ją pierwszy raz - odparł hyung spokojnie. - Ale sprawiają wrażenie, jakby były sobie bliskie.
     W tej chwili kobieta odwróciła się i poczułem jak kawałek sernika staje mi w gardle.
     To było to bezczelne babsko, które wcześniej na mnie wpadło! Zagotowało się we mnie, kiedy w głowie zabrzmiał mi ten jej irytujący głosik wrzeszczący z wkurzającą pewnością siebie "palant!". Zacisnąłem pięść, przełykając ciasto. Nie pozwolę, żeby obrażanie mnie uszło jej na sucho.
     - Yah, Jongupie! Masz pół godziny na dowiedzenie się, co to za krowa - wycedziłem, patrząc ze złością na koleżankę Sunhee. - Chcę wiedzieć o niej wszystko. Jak się nazywa, gdzie mieszka, z kim mieszka, czy ma rodzinę, chłopaka, męża, dzieci, zwierzęta, pchły... wszystko.

niedziela, 10 listopada 2013

V. "Mózg zespołu w niebezpieczeństwie"

(NIE)POWAŻNY MÓZG ZESPOŁU - YOO YOUNGJAE

Słowniczek:
-ie; -ah - zwracając się do kogoś młodszego lub w tym samym wieku, można użyć tych końcówek przy imieniu danej osoby (np. Yongguk -> Yonggukie, Youngjae - Youngjae-ah).
aigoo - coś jak "o mój Boże"; zależnie od sytuacji może wyrażać różne emocje, np. zaskoczenie, rozczarowanie, itd.
hyung chłopak zwraca się tak do swojego starszego brata lub starszego, bliskiego mu kolegi.
maknae - najmłodszy członek grupy.
yah - coś jak "ej".

*Yongguk*
     Jongup siedział tuż przed monitorami na fotelu, Zelo stanął za nim, pochylając się nad oparciem, natomiast ja i Himchan przysunęliśmy sobie krzesła od stolika, żeby wszystko widzieć. Tylko Youngjae leżał rozwalony na kanapie, jakby w ogóle nie interesowało go to, co zaraz miało się wydarzyć.
     - Daehyun? Daehyunnie? - zawołał swojego najlepszego kumpla przez walkie-talkie, w które wpatrywał się lekko zdezorientowanym wzrokiem. - Aigoo, czemu tak nagle przerwało...? Zrobił to specjalnie? - mruczał do siebie, ściągając brwi z niezadowoleniem. - Baby~ Słyszysz mnie? - zagruchał, ponownie próbując się skontaktować z Daehyunem.
     Doprawdy, ta dwójka czasami zachowywała się jak prawdziwa para. Gdybym ich nie znał, najprawdopodobniej uznałbym ich za homoseksualistów. Ale na szczęście znałem i wiedziałem, że całe te szopki były tylko i wyłącznie niewinnymi żartami najlepszych przyjaciół. Wiedziałem też, że oboje lubią oglądać się za dziewczynami. Mieli podobny gust.
     Z lekkim, rozbawionym uśmieszkiem spojrzałem z powrotem na monitor. Czarnowłosa dziewczyna siedziała na krześle w kuchni, wpatrując się szeroko otwartymi oczyma w bladoczerwoną karteczkę, którą kilka chwil temu podrzucił jej Daehyun. Wydawała się być znacznie spokojniejsza niż za pierwszym razem, kiedy dostała tajemniczą wiadomość. Przez kilka sekund trwała w całkowitym bezruchu, w końcu jednak zamrugała, podniosła niewidzący wzrok znad liściku, a jej usta poruszyły się z lekkim grymasem.
     I już byłem gotowy uznać, że misja się powiodła, kiedy nagle zauważyłem, jak dziewczyna ściąga gniewnie brwi, a w jej oczach pojawia się niebezpieczny błysk. Mieliśmy ją uspokoić, nie zdenerwować. Czyli nasz plan nie do końca się sprawdził.
     Patrzyłem uważnie, jak  Sunhee wstaje i idzie do swojej sypialni. Znowu zamierza tam przesiedzieć kilka godzin? Nie wiedzieć, czemu atmosfera w pokoju,  w którym siedzieliśmy, nagle się napięła. Chłopaki spoglądali ze skupieniem na monitory, wszyscy jakby na coś czekali. Nawet Youngjae porzucił próby skontaktowania się z Daehyunem i podszedł do nas, ciekawsko zaglądając na ekrany ponad naszymi głowami. Najwyraźniej nie tylko ja przeczuwałem, że to jeszcze nie koniec. Właściwie, nie przeczuwałem, ale najzwyczajniej w świecie wiedziałem. Przecież miała jeszcze sprawdzić miejsca, które jej wypisałem.
     - To... już? - spytał Zelo, unosząc lekko brew, a w jego głosie słychać było nutę rozczarowania. Himchan otworzył usta, żeby mu odpowiedzieć, ale w tym samym momencie na ekranie coś się poruszyło.
      Przez otwarte drzwi sypialni Sunhee wyleciał pluszowy Kłapouchy, po czym uderzył z impetem w ścianę i upadł na podłogę. W miejscu prawego oka widniała dziura, z której wystawały strzępki waty. Chłopaki wydali z siebie okrzyk zdumienia, kiedy zdali sobie sprawę, że wyrwane oko to właściwie jedna z naszych ukrytych kamerek. Nie używaliśmy jej, była naszym zabezpieczeniem, w razie jakiejś nieprzewidzianej, krytycznej sytuacji. Dziewczyna wymaszerowała ze swojego pokoju, podchodząc do stojaka na kurtki. Zaczęła oglądać znajdujące się na nim haczyki, aż w końcu odnalazła w jednym z nich kolejne zamontowane przez nas urządzenie. Jej wargi poruszyły się gniewnie, potem wydęła je lekko, wywołując u mnie lekki uśmiech. Obserwowaliśmy jak przechodzi do kuchni, wyciąga z szuflady jakiś mały nożyk, po czym, wróciwszy do stojaka, zaczyna grzebać nim przy kamerce. Parę razy uderzyła nerwowo czubkiem ostrza w szkiełko, co zapewne pozostawiło wyraźne ślady, tym samym sprawiając, że któryś z chłopaków jęknął, a potem podważyła mikroskopijne urządzenie i wyciągnęła je. Dopiero teraz zauważyłem, że w dłoni cały czas trzyma kamerkę, którą wyciągnęła z Kłapouchego. Spojrzała ze złością na malutki sprzęt. Ktoś wstrzymał oddech. Co z tym zrobi? Nie musieliśmy długo czekać na odpowiedź. Ściągając gniewnie brwi, otworzyła kuchenne okno, aby następnie z rozmachem rzucić kamerkami w miasto.
  ***
    Himchan zaklął szpetnie, odchylając z rezygnacją głowę i przymykając oczy, kiedy tylko Sunhee zaszyła się w swoim pokoju.
     - Tyle forsy... Czy ona w ogóle wie, ile taki sprzęt kosztuje?
     - Nie histeryzuj - mruknąłem rozbawiony jego reakcją. Za każdym razem, kiedy dziewczyna dobierała się do kolejnej kamerki, Himchan wydawał z siebie pełne bólu odgłosy, co szczerze mnie bawiło. Do Jongupa i Zelo chyba nadal nie dotarło to, co zobaczyli, a w każdym razie wyglądali na nieźle zdezorientowanych. Za to Youngjae wpatrywał się we mnie jakoś dziwnie, nagle odzyskując powagę.
     - Nie histeryzuj? Yongguk, ta piep... - Himchan urwał, kiedy Jongup szturchnął go lekko, zerkając na mnie z niepokojem. Mimowolnie ściągnąłem brwi ostrzegawczo. - Ta dziewczyna wyrzuciła przez okno sześć kamerek. SZEŚĆ. Mógłbyś sobie za nie kupić nowy, porządny samochód. Cholera.
     - Hyung, czym się tak przejmujesz? - wtrącił się Zelo, któremu najwyraźniej udało się już zorientować w sytuacji. - Przecież to nie my za nie zapłaciliśmy.
     Miał rację. Nie wydaliśmy ani jednego wona na którekolwiek urządzenie potrzebne nam do obserwacji i ochrony celu. Za wszystko płacił Szef. Nie pytał o cenę, po prostu płacił. Prawdopodobnie nawet nie wiedział, ile jego pieniędzy zdążyliśmy już przepuścić.  Był na tyle bogaty, by w ogóle nie musieć się tym przejmować.
     - Fakt. Ale mimo wszystko... - Westchnął ciężko. - Tylko pomyśl, ile deskorolek mógłbyś za tą forsę kupić - przytoczył, wiedząc doskonale, że słowo 'deskorolka' wystarczy, aby przekonać maknae do jego punktu widzenia. Zelo wydał z siebie pomruk zrozumienia i jednocześnie niezadowolenia.
     - Ale... - zaczął Youngjae, rzucając mi ostatnie, krótkie spojrzenie. - Żadnego z was nie dziwi, że tak bezproblemowo je znalazła?
      Chłopaki spojrzeli na niego, kiwając lekko głowami i pomrukując zgodnie. Obserwowałem ich uważnie, ciekawy, jak Youngjae to rozegra. Było jasne, że mnie przejrzał. Od samego początku wiedział, że to moja sprawka.
     - Teraz jak o tym myślę - mruknął Himchan, ściągając lekko brwi - znalazła wszystkie sześć kamerek, jakby dokładnie znała ich położenie.
     - Ani razu się nie pomyliła - dodał Jongup. Zazwyczaj podczas naszych dyskusji w ogóle się nie odzywał, więc było to dla mnie lekkie zaskoczenie.
      Zapadło milczenie. Z początku każdy wydawał się pogrążyć w myślach, ale byłem pewny, że wszyscy od razu się domyślili. I nie myliłem się. Po chwili wszystkie spojrzenia zwróciły się w moją stronę wyczekująco. Nie zareagowałem. Chciałem sprawdzić, który pęknie pierwszy. Obstawiałem Youngjae.
     - Yongguk hyung...? - Byłem całkowicie zaskoczony, kiedy Jongup się odezwał. Był ostatnią osobą, jaką spodziewałem się teraz usłyszeć. Ciekawe. - Czy ty...
     - Dobra, przyłapaliście mnie - przerwałem mu z westchnieniem. Nie powiedziałem nic więcej, bo nie miałem nic na swoje usprawiedliwienie.
     Znowu to zrobiłem, przemyciłem wiadomość dla Sunhee bez wcześniejszego skonsultowania tego z resztą grupy. Fakt, pierwsza część liściku została z nimi przedyskutowana, ale nie mieli zielonego pojęcia o post scriptum, które pozwoliłem sobie do niego dodać. Youngjae, tak jak się spodziewałem, nie wyglądał na zadowolonego. Zresztą, pozostali też nie byli zachwyceni.
     - YAH! - Ciszę przerwał wrzask Daehyuna, dochodzący zza drzwi. - POSTAWIĘ HAMBURGERA KAŻDEMU, KTO POMOŻE MI DORWAĆ YOUNGJAE!
     Mózg naszego zespołu przybrał na twarz pustą maskę, kiedy wszyscy spojrzeli w jego kierunku. Zauważyłem, jak cofa się jakiś milimetr do tyłu.
     - A CHEESEBURGER I AMERICANO? - krzyknął Himchan w stronę drzwi, chcąc wytargować nagrodę, która bardziej by mu odpowiadała. Jego tyłek podniósł się lekko z krzesła, kiedy wpatrywał się czujnie w cofającego się ostrożnie Youngjae. Kątem oka zauważyłem, że najmłodsi członkowie naszego zespołu też się szykują do startu. Mimowolnie uśmiechnąłem się pod nosem.
     - KUPIĘ WAM, CO CHCECIE, TYLKO GO DO MNIE PRZYPROWADŹCIE! - Te słowa skutecznie zastąpiły sygnał startu.
     Ciekawe, co pomyślą sąsiedzi, słysząc drącego się na całe gardło Youngjae.

poniedziałek, 4 listopada 2013

IV. "Kolejna wiadomość - uwierzyć czy nie ufać?"

*Sunhee*
     Mały zegarek, wyróżniający się swoją ostrą, czerwoną barwą wśród reszty stonowanych kolorystycznie mebli, przez ostatnie cztery dni tykał przeraźliwie głośno. Siedząc na łóżku z podciągniętymi kolanami pod samą brodę, obejmując rękoma łydki, wpatrywałam się tępo w bladofioletową ścianę naprzeciwko mnie. Minęły cztery dni. A więc dziewięćdziesiąt sześć godzin. Pięć tysięcy sześćdziesiąt minut. Trzysta czterdzieści pięć tysięcy sześćset sekund.
     A ja wciąż nic nie wymyśliłam.
     Udało mi się przynajmniej uspokoić. Obserwowałam swój rytmiczny, głęboki oddech, jakby za chwilę znów mógł niespodziewanie spłycić się, nabrać niezdrowego tempa. Ręce już mi nie drżały, choć od czasu do czasu, gdy przez zwykłą nieuwagę pozwalałam swoim myślom wybiec za daleko, wyczuwałam nieprzyjemne mrowienie w opuszkach palców. Byłam spokojna.
     Ale nadal nie wpadłam na żadne rozwiązanie.
     Od czterech dni nie wychodziłam z domu. Może mój prześladowca się mną znudzi? Ot tak, zostawi mnie w spokoju, bo zmęczy się czekaniem? To zależy, czego chciał. Pieniędzy? Nie, gdyby mu chodziło o forsę, już dawno by się o nią upomniał. A może poluje na kasę mojego ojczyma? Jednak to było bez sensu. Pieniądze to pieniądze, przestępcy na pewno by nie interesowało, czy pochodzą one z mojego konta, czy sejfu Dongwoona. A więc co...?
     Nie odbierałam telefonów. Co jeśli założył mi podsłuch? Jedyne, co wymyśliłam to to, aby jak najbardziej uprzykrzyć mu obserwowanie mnie. Chce sobie posłuchać moich rozmów? Nic z tego. Gdzieś w głębi mojej podświadomości pojawiły się także podejrzenia, że w moim apartamencie są zainstalowane ukryte kamery, ale z jakichś powodów unikałam tej myśli jak ognia. Zresztą, nawet jeśli to była prawda, z pewnością nie byłam zbyt zabawnym obiektem obserwacji przez ostatnie cztery dni.
    Czułam się całkowicie pozbawiona energii, mimo że spałam przez większość czasu. Nie miałam apetytu, nie chciało mi się nawet pić, co zupełnie do mnie nie pasowało, bo zazwyczaj wypijałam przynajmniej jedną, półtoralitrową butelkę wody mineralnej dziennie. Miałam wrażenie, jakby wyparowały ze mnie całe zapasy pozytywnych emocji. Nie potrafiłam myśleć o niczym innym, oprócz o fakcie, że ktoś mnie śledzi. Ale nawet pomimo tych często kilkugodzinnych zastanowień, nadal tkwiłam w tym samym punkcie.
     Tykanie zegarka zostało niespodziewanie zagłuszone przez dzwonek. Wzdrygnęłam się zaskoczona i przestraszona jednocześnie, moje serce stanęło na chwilę, by zaraz potem zacząć bić w niezdrowo szybkim tempie. Ale poza tym nawet nie drgnęłam.
     Kto...? Może mój prześladowca w końcu zdecydował się, czego chce i przyszedł przedstawić mi swoje żądania? Albo raczej wysłał swoich goryli, żeby zrobili to za niego i przy okazji mnie nastraszyli? Może dostali rozkaz, aby mnie pomęczyć trochę fizycznie, żeby nie przyszło mi na myśl próbować żadnych sztuczek? Co, jeśli nie podoba mu się moje zachowanie i postanowił skopać mi odrobinę tyłek, żeby mnie rozruszać?
     Zacisnęłam powieki, odganiając te okropne myśli, zanim wyobraźnia zdążyła wkroczyć do akcji. To przecież może być ktoś zupełnie inny; ktoś, kto nie ma żadnego powiązania z moim prześladowcą; ktoś, kto najzwyczajniej w świecie zaniepokoił się moją nieobecnością... Nie dowiem się, jeśli nie sprawdzę, prawda? Tajemnicza osoba ponownie nacisnęła włącznik dzwonka.
     Zmusiłam się do zejścia z łóżka i otworzenia drzwi sypialni. Wyjrzałam przez szparę, bo nie wykluczałam możliwości, że mój niespodziewany gość jakimś sposobem pokonał wszystkie zabezpieczenia i dostał się do środka. Nikogo nie było. Poczułam lekką ulgę. Nieświadomie starając się poruszać jak najciszej, przemierzyłam na palcach duży salon połączony z kuchnią, kierując się w stronę drzwi wejściowych. Wstrzymałam oddech, kiedy z rosnącą obawą odsłoniłam judasza i zbliżyłam do niego oko, aby spojrzeć na zewnątrz.
     Ani jednej żywej duszy. Pusto. Odetchnęłam z ulgą.
     Miałam już się wycofać, powrócić do swojej sypialni i znów pogrążyć się w prowadzących donikąd rozmyślaniach, ale wtedy coś przyciągnęło moją uwagę. Na korytarzu, na podłodze... coś tam leżało. Znajomy kolor niewielkiego przedmiotu sprawił, że wzdłuż mojego kręgosłupa spłynął nieprzyjemny dreszcz, wywołując u mnie gęsią skórkę. Mogłam po prostu to zignorować, ale takie zachowanie równałoby się z dalszym tkwieniem w mieszkaniu, niczym w więzieniu. Chociaż, nawet gdybym to podniosła, nie miałam gwarancji, że w mojej sytuacji coś się zmieni.
     Ale, jeśli jednak...?
     Drżącymi rękoma otworzyłam wszystkie zamki, po czym powoli, ostrożnie uchyliłam drzwi. Po sprawdzeniu czy w korytarzu rzeczywiście nikogo nie ma, spuściłam wzrok. Niewielki, bladoczerwony kwadracik czekał, aż go podniosę z chłodnej podłogi. Odetchnęłam głęboko, powietrze ciężko wpłynęło do moich płuc, a później niepewnie je opuściło. Pochyliłam się i wzięłam karteczkę, po czym, nie panując nad sobą, szybko zatrzasnęłam drzwi. Dopiero, kiedy ostatni zamek załapał, zdołałam się uspokoić.
     Podniosłam lekko pogniecioną przeze mnie karteczkę na wysokość oczu. No dobra. Nie ma co przeciągać. Prędzej czy później i tak będę musiała to przeczytać. Lepiej mieć to za sobą. Niespiesznie przeszłam do kuchni. Ostatnim razem omal się nie przewróciłam, wolałam więc na wszelki wypadek usiąść na jednym z wysokich krzeseł przy podłużnym stole. Przygryzając nerwowo wnętrze policzka, zmusiłam swoje dłonie do rozłożenia karteczki. Na początku mój wzrok przesunął się tępo po eleganckim piśmie, nie rozpoznając ani jednej literki, dopiero za drugim razem udało mi się skupić i przeczytać wiadomość, która tym razem była dłuższa niż poprzednio.
     "Nie stanowimy dla ciebie zagrożenia, tylko cię przed nim chronimy. Więc skończ z tym strajkiem głodowym, bo się wykończysz. Pij więcej wody. Przestań się chować."
     Wiedziałam, że bezpieczniej będzie usiąść. Było jeszcze post scriptum, w którym autor liściku kazał mi sprawdzić parę dziwacznych rzeczy, takich jak "oko Kłapouchego". Wpatrywałam się w kartkę, nie wiedząc jak zareagować.